Kochani kolejny one-shot w moim wykonaniu, a dokładniej jego
pierwsza część. W najbliższym czasie pojawi się kontynuacja :)
Syśka
To lato było
najgorszym okresem w życiu Ginny Wesley. Wojna z każdym dniem była bardziej realna
niż kiedykolwiek wcześniej. Zamiast cieszyć się życiem ciągle żyła w strachu o
swoją rodzinie. Czuła ból i bezsilność. Doskonale wiedziała, że nie jest w
stanie powstrzymać biegu nadchodzących wydarzeń.
Pod koniec
lipca przy śniadaniu w Kwaterze Głównej Zakonu bez problemu można było wyczuć
napięcie między zebranymi.
- Chciałbym
prosić wszystkich o nie wchodzenie na strych, szczególnie was. –Nakazał
profesor Lupin wskazując przy tym palcem na najmłodszych wśród zebranych.
Widząc pytający wzrok osób niewtajemniczonych. Dodał szybkim i stanowczym
głosem, że to sprawy Zakonu i nie ma zamiaru więcej tego tłumaczyć.
Rozmowa
została ucięta bardzo szybko. Nikt już nie śmiał się odezwać. Wiadome było, że
niczego się już w tej kwestii nie dowiedzą.
Ginny była
jednak bardzo zaintrygowana skrywaną tajemnicą na strychu. Wiadomo, że zakazany
owoc najlepiej smakuje. Codziennie więc kręciła się blisko członków Zakonu z
nadzieja, że uda się jej podsłuchać jakąś rozmowę nawiązującą do nurtującej jej
kwestii. Jednak bezskutecznie starała się o informację. Strych był pilnie
strzeżony, choćby chciała nie dała rady się tam dostać.
Tej nocy nie
mogła zasnąć zastanawiała się co może być na tyle cenne dla Dumbledora, skoro
ukrywał to w najbardziej strzeżonym miejscu poza Hogwartem jakim znała.
Następnej
nocy po cichu weszła schodami na samą górę. Szczęśliwy los sprawił, że w domu
nie przebywał nikt kto mógłby ją przyłapać na podkradaniu się. Nigdy nie była w
tej części domu, więc z ciekawością obserwowała nieznane kąty. Jednak nic nie
przykuło jej uwagi na tyle by mogło okazać się tą skrywana tajemnicą. Gdy
zrezygnowana cofała się na schody prowadzące na dół, usłyszała szloch
dobiegający zza drzwi na które jakoś wcześniej nie zwróciła uwagi. Ostrożnie
złapała za klamkę. Były zamknięte.
- Alahamora.
– Powiedziała cicho zaklęcie jednak nic nie dało. Domyślała się tego jednak
warto było spróbować.
- Jutro tu
wrócę. – Obiecała samej sobie.
Szybkimi
krokiem skierowała się do swojego pokoju. Wiedziała, że jutro będzie siedziała
cały dzień po kolei wertując księgi. Za wszelka cenę musiała dowiedzieć się jak
otworzyć drzwi. Musiała je otworzyć i odkryć co jest źródłem szlochu które
słyszała w nocy.
Ginny cały
dzień walczyła z chęcią napisania listu do swojej przyjaciółki, była pewna, że bez
problemu Hermiona wymieniła bym jej co najmniej cała listę możliwych zaklęć i
mugolskich kombinacji, które z pewnością otworzyły by te cholerne drzwi. Jednak
w sytuacji w której obecnie się znajdowała nie wiedziała co może zrobić i na
dodatek w pojedynkę. Ginny była jednak uparta po kolacji miała już kilka
zaklęć, które mogły okazać się pomocne. Uradowana położyła się do łóżka i z
niecierpliwością czekała aż wszyscy w domu zasną.
Kilka minut
po północy wyślizgnęła się z pościeli i poszła na strych, gdy doszła do drzwi
znów usłyszała cichy płacz po drugiej stronie. Jej delikatna dłoń przejechała
czule po wejściu do miejsca w którym zapragnęła jak najszybciej się znaleźć.
Żadna z zaklęć nie działało, więc zrezygnowana dała sobie na dziś spokój i
wróciła do pokoju. Weszła do łóżka i długo myślała co jeszcze może zrobić,
jakoś nie chciała odpuścić.
Cały
następny dzień chodziła zamyślona, tej nocy postanowiła za wszelką cenę odkryć
skrywaną tajemnice na strychu.
Mimo
pierwszych prób niepowodzenia nie zniechęciła się, wręcz przeciwnie – jeszcze
bardziej ją to motywowało.
Po 30
minutach wertowania zamku w drzwiach spinką do włosów zamknięcie puściło i z
podnieceniem oraz jednoczesnym strachem obserwowała jak drzwi delikatnie się
uchylają. Delikatnie jej pchnęła i ujrzała ciemność i ciągle słyszał ten
szloch, który powodował u niej ciarki na plecach.
To co
ujrzała w głębi pomieszczenia przerosło jej oczekiwanie, przez całe swoje życie
nie widziała nic bardziej strasznego. Z początku stała tak z wystrzyżonymi
oczami i otwartymi ustami, nie była wstanie ukryć swojego przerażenia. Na
zimnej kamiennej posadzce obwiązany metalowym kneblem z kolcami leżał Draco
Malfoy. Był naprawdę w koszmarnym staniem jego ciało było pokryte licznymi
ranami. Niektóre były świeże, na twarzy miał liczne zadrapania i siniaki.
Zaklęcie które trzymało kolce w uścisku przy każdym ruchy blondyna zdawało się
zadawać mu coraz większy ból. Niepewnym krokiem podeszła do niego i jednym
zaklęciem uwolniła go od bólu. Dopiero wtedy dostrzegł jej obecność, delikatnie
uniósł głowę i spojrzał na nią swoimi zimnymi oczami, były zupełnie bez wyrazu.
Dziewczyna wyczarowała miskę z wodą i bez słowa zaczęła rozbierać go z brudnych
i podartych ubrań. Gdy leżał przed nią już całkiem nagi delikatnie obmywała jego
rany, a większe leczyła za pomocą zaklęcia.
- Czemu to
robisz? – Spytał po chwili.
- Nie wiem.
– Odpowiedziała
Oboje
milczeli. Dziewczyna go nakarmiła i kończyła pielęgnować jego bolące ciało.
- Musze już
iść. – Powiedziała po paru godzinach. Przez cały ten czas milczeli nie
odzywając się do siebie.
- Nie chcę,
ale muszę to zrobić. – Powiedziała nakładając mu ponownie bolesne ciernie.
Jednak tym razem były luźne, by nie wyrządzić mu krzywdy.
Ginny przez
tydzień przychodziła do niego każdej nocy za każdym razem wszystko odbywało się
tak samo, milczeli jedząc kolację. W połowie sierpnia nieoczekiwanie Draco
przerwał milczenie miedzy nimi.
- Nie
przychodź jutro. – Poprosił
- Czemu? –
Spytała wyraźnie zaciekawiona.
- Bo mnie tu
nie będzie.
Odpowiedziała
mu milczeniem, tak naprawdę od dłuższego czasu zastanawiała się jak go uwolnić.
- Powiedz mi
czemu tu jesteś?
- Nic nie
wiesz? – Gdy dostrzegł jej zdziwienie zaczął mówić dalej. – Chcą ode mnie
wyciągnąć informację o miejscu kryjówki Czarnego Pana.
- Chcesz
wyznać prawdę? – Spytała
- Jeśli to
zrobię zginę Weasley. Łączy mnie przysięga wieczysta z moim panem, a jeśli ją
złamię to…
- Wiem co
się stanie Malfoy – Przerwała mu dziewczyna. – Co z twoimi rodzicami?
- Nie żyją,
Zakon ich wykończył. Wparowali do Malfoy Manor, porwali mnie. Rodzice zginęli
próbując im to uniemożliwić. – Mówił przyciszonym głosem. – Zginęli z mojej
winy.
Ginny
milczała, próbowała analizować powoli wszystkie informacje o których się
dowiedziała przed chwilą. Jak Zakon mógł dopuścić się straszliwego mordu?
Trudno jej było to sobie wyobrazić.
- Co chcesz
zrobić? - Spytała z przerażeniem.
- Chcę żebyś
przyniosła mi nóż bądź jakąś inny ostry przedmiot, chcę się zabić.
- Nie możesz
tego zrobić. – Mówiła patrząc na niego, tak bardzo pragnęła w tamtej chwili
szybkiego rozwiązania nurtujących ja problemów. - Malfoy proszę nie mogę tego
zrobić. - Postarzała jak w amoku.
- Zrozum nie
po to zginęli moi rodzice, żebym teraz zdradził swojego Pana i zmarł ku uciesze
aurorów. Inaczej oni mnie zabiją nie mogę sobie na to pozwolić rozumiesz?
- Ja tu
jestem. – Zapewniała go, jednak zimno bijące z jego stalowych oczu dało jej
jasno do zrozumienia, że prawdopodobnie na jego miejscu zrobiła by to samo.
- Teraz
jesteś, niedługo wyjedziesz do Hogwartu. - Syknął.
Wyszła na
korytarz i zeszła schodami do kuchni. Wyciągnęła z szuflady nóż i chwilę
obracała go w dłoni, serce, tak bardzo bolało ją na sama myśl o planie Dracona.
Bez wahania odłożyła ostry przedmiot na miejsce i za kilka sekund stała już
przed pokojem Lupina, rzuciła na siebie zaklęcie wyciszające i weszła do
środka. Dokładnie wiedziała czego szuka. Różdżka Dracona leżała na komodzie pod
oknem. Dziewczyna była bardzo zaskoczona faktem iż ta wcale nie była schowana,
jednak kto mógł przypuszczać, że Lupin ma zdrajcę w Kwaterze Zakonu.
Draco
siedział skulony pod ścianą, gdy ta weszła do środka. Wyraźnie słyszała jak
płakał.
Podała mu
różdżkę, czego ślizgon zupełnie się nie spodziewał.
- Skąd ją
masz? – spytał zdziwiony.
W odpowiedzi
dziewczyna wręczyła mu tobołek.
- Tu masz
trochę jedzenia i śpiwór, spakowałam tez parę ciepłych ubrań.
Draco stał
oniemiały nie wiedząc co odpowiedzieć, był tak zaskoczony zachowaniem
dziewczyny. Z początku gdy do niego przychodziła nawet nie zdziwił się to było
typowo gryffońskie. Jednak pomoc w ucieczce było całkowicie odmienna sprawą.
Ginny Weasley, której rodzina była członkami Zakonu Feniksa, chciała pomóc
śmierciożercy w ucieczce. Jakoś nie do końca mógł w to uwierzyć.
Drżącą ręka
odebrał od niej torbę i swoją różdżkę. Poczuł nieodparta chęć by móc ja
przytulić i zrobił to nie zwracając uwagę na jej zdziwioną minę. Spojrzał jej w
oczy i wyszeptał do jej ust, krótkie słowo „Dziękuję”. Ruda delikatnie ujęła
jego twarz dłońmi i pocałowało lekko i subtelnie spierzchnięte usta ślizgona.
Gdy oderwali się od siebie Ginny podała mu miotłę, a Draco zaklęciem zmniejszającym
sprawił iż jego pakunek bez problemu mieścił się w kieszeni spodni. Gdy stanął
w oknie jednocześnie dosiadając miotły obdarzył dziewczynę ostatnim spojrzeniem
i powiedział.
-
Przepraszam za to co teraz zrobię, ale nie mogę cię narażać, Obliwiate! -
Rzucił zaklęcie.
Po chwili
wystrzelił w ciemnie niebie jak najdalej od tego miejsca, od niej. Wiedział, że
gdy odzyska przytomność nie będzie pamiętać nic z ostatnich kilku dni, więc
hieny z ministerstwa oraz aurorzy nic jej nie zrobią. Był pewny, że mu wybaczy,
ponieważ obiecał sobie, że jak tylko skończy się wojna odnajdzie Ginny Weasley,
cofnie zaklęcie zapomnienia i do końca swojego życia będzie jej dziękował za
wszystko co mu ofiarował przez te kilka dni.
Napisz proszę kontynuację (oczy Kota ze Shrek'a) Ładnie proszę :)
OdpowiedzUsuńPiękne....
OdpowiedzUsuń