Kochani z tej strony Syśka dzisiaj wstawiam przedostatni rozdział opowieści o Lunie i Nevillu. Mam nadzieję, że chociaż niewielkiej części czytelników spodobała się ta krótka historia. Tak więc proszę was o choć mały komentarz na temat NUNY.
Miłego czytania,
Syśka :)
„Nie mogę przecież wiecznie go unikać” - powtarzała sobie Luna w
drodze powrotnej do domu. Doskonale wiedziała, że prędzej czy później dojdzie
do tego, że się zobaczą, w końcu mieli wspólnych przyjaciół. Troszkę obawiała
się rozmowy z Rolfem o zaproszeniu do Potterów, ale ta okazała się o wiele
mniej niezręczna niż myślała. Miała cudownego męża wszystko rozumiał, jak
zwykle przytulił ją i pocałował. Czasami Luna była pewna, że to tylko sen, że
niedługo będzie musiała się obudzić, ale on wciąż trwał przy niej udowadniając
jej każdego dnia swoją miłość. Czuła przeogromne szczęście. Jej partner był
świetnym mężem i przede wszystkim ojcem. Chłopcy czuli się fantastycznie
spędzając czas z tatą. Niejednokrotnie Luna przyłapywała się na tym jak
rozmarzonymi oczyma przygląda się swojej rodzinie i w duchu dziękuje za każdą
chwilę, którą może przy nich spędzić.
- Zapomnij o tym Neville! - Hanna warczała na swojego męża. - Chyba
śnisz jeśli sądzisz, że pozwolę ci iść na przyjęcie podczas kiedy ja będę sama
siedziała w domu.
- Przecież chce iść z tobą... Ile razy mam ci to jeszcze tłumaczyć? -
Fuknął już wyraźnie zniecierpliwiony.
Usiłował przemówić jej do rozumu od kilku godzin, jednak ta była
nieugięta. Neville miał już serdecznie dość tej całej sytuacji. Głupie
przyjęcie u przyjaciół stanowiło problem i kolejny pretekst do kłótni. Jego
żona wolała siedzieć w domu i jeszcze jemu także tego zabrania wychodzić.
Niejednokrotnie podczas kłótni groziła mu, że się wyprowadzi jednak nigdy nie
spełniała tych gróźb. Czasem nawet Nevill żałował, że tego nie robi. Chciał
odejść, lecz był zbyt szlachetny by ja skrzywdzić, oraz zbyt tchórzliwy na to,
żeby ją zostawić. Był przekonany, że Hanna go kocha i nie chciał by poczuła
się, tak jak on się czuł, gdy Luna odeszła. Wolał czekać aż ona to zrobi. W
głębi serca liczył na to, więc nie przejmował się zbytnio z jej zdaniem i teraz
postanowił, że zrobi to samo. Nie miał zamiaru siedzieć w domu, podczas, gdy
jego bliscy mieli świętować.” Najwyżej” – Pomyślał, kierując się w stronę
balkonu by wysłać sowę do Harrego, że będzie na przyjęciu.
***
Luna i Rolf ustalili, że kobieta sama pójdzie na imprezę, nie mieli
zamiaru ciągnąć dzieci o tak późnej godzinie. Cały dzień spędziła z rodziną na
wycieczce, byli w Zoo i na kolacji.
Po dniu pełnym wrażeń dzieci szybko poszły spać, więc przed planowanym
wyjściem mieli kilka chwil dla siebie. Małżonkowie usiedli razem przed
kominkiem i popijali z wolna gorąca herbatę. Czas mijał stanowczo za szybko.
Nieszczególnie zadowolona zostawiła męża siedzącego na kanapie w salonie i
poszła wziąć szybki prysznic. Na ten wieczór zdecydowała, że ubierze błękitną
sukienkę. Makijaż jak zwykle zajął jej jak najmniej czasu. Przeczesała wciąż
mokre włosy i założyła swoje ulubione kolczyki z rzodkiewek. Była gotowa.
Uśmiechnęła się do siebie w lustrze i pognała pożegnać się z mężem. Na widok
jego miny roześmiała się mimowolnie, zawsze mogła z niego czytać jak z otwartej
księgi. Ostatni pocałunek i Luna po teleportacji stała przed domem Potterów.
Było pełno ludzi. Luna spostrzegła Teddiego Lupina, całą rodzinę
Wesley’ów, ponadto kilkoro nauczycieli i jeszcze parę innych nieznanych jej
osób. Domyśliła się, że muszą to być ludzie pracujący w ministerstwie. Nevilla
nie widziała nigdzie. Sama zdała sobie sprawę, że nie jest pewna czy chce go
widzieć.
Po godzinie rozmów i zabawy zatęskniła za Lorcanem i Lysanderem, więc
szybko pożegnała się z gospodarzami, ucałowała wszystkie dzieci i wyszła na
taras by stamtąd teleportować się do domu.
Po wrzaskach Neville z przyjemnością opuścił dom. Hanna zagroziła mu
kolejny raz, że odejdzie, jeśli ten wyjdzie. Mężczyzna miała już dość wszystkiego,
więc wyszedł bez żadnych skrupułów. Było mu potwornie żal, że dał jej szanse na
normalny związek. Skoro sam od początku wiedział, że to nie ma sensu, że jego
serce nigdy nie przestanie kochać Luny. Ciągle nosił przy sobie pierścionek
zaręczynowy, który kupił dla niej. Kilka dni przed jej powrotem wygrawerował na
nim ich imiona. Może to było banalne, ale chciał, żeby było jasne, że tylko jej
był przeznaczony.
Gdy tylko znalazł się przed domem przyjaciół pomyślał o niej. Pragnął
ja ujrzeć, choć czuł, że to nierealne. Był pewny, że nie zjawi się tu,
zwłaszcza, jeśli wiedziała, że może na niego trafić. Właśnie z takim założeniem
kierował się powoli w stronę wejścia. Dziś postanowił wyjątkowo dostać się do
domu przez taras. Nie ma to jak dobre wejście - pomyślał rozbawiony.
W drzwiach ujrzał piękną kobietę w ślicznej błękitnej sukience. Nie
widział dokładnie jej twarzy, choć był prawie pewny, iż skądś ja zna. Miała
piękne długie blond włosy. Przeszła obok niego, nawet go nie zauważając,
odchyliła głowę w bok jednocześnie ukazując tym swój profil twarzy i dyndające
z uszu rzodkiewki. Uczucie, które wtedy gościło w jego sercu było
najpiękniejszym, jakiego kiedykolwiek doświadczył. Wszystkie emocje, które w
nim tkwiły teraz były dwa razy mocniejsze i silniejsze. Stał sparaliżowany
obserwując oddalającą się od niego postać.
- Luna… - wyszeptał.
W tym samym momencie zobaczyła go, natychmiast ogarnął ją strach.
Widziała jak biegnie w jej stronę, jak prawie potknął się o krzesło ogrodowe.
Myśli wirowały, nie wiedziała co zrobić, przez ułamek sekundy stała w amoku.
Sparaliżowana strachem i zarazem szczęściem na widok Nevilla. Szybko przymknęła
powieki i natychmiast poczuła znajome szarpnięcie w okolicy pępka. Gdy
otworzyła oczy stała juz przed swoim domem.
Natychmiast po pierwszym szoku rzucił się pędem w jej stronę, lecz
Luny już nigdzie nie było. Uciekła mu. Zacisnął mocno powieki. Zapiekły go
oczy. Nie będzie płakał.
- O nie słonko, tym razem mi nie uciekniesz znajdę cię. – Powiedział
sam do siebie.
Luna siedziała na łóżku bardzo głęboko pogrążona w swoich myślach,
nadal była w szoku. Gdy weszła do domu z ulgą odkryła, że wszyscy już śpią.
Cieszyła się z tego. Jakoś nie miała w sobie na tyle odwagi by przeprowadzić
rozmowę z Rolfem. Ogarnął ją wielki żal na samo wspomnienie o tym, co poczuła,
gdy zobaczyła byłego kochanka.
Przestraszyła się, gdy śpiący obok mąż poruszył się we śnie.
Natychmiast się położyła i zamknęła oczy, udając, że śpi. Ten objął ją i
przytulił swoją twarz do jej karku.
- Czemu nie śpisz skarbie? - Spytał.
Luna dobitnie milczała. Próbując zatrzymać napływające do oczu łzy.
- Coś się stało? - dopytywał
się czule, odwracając jej twarz w stronę swojej. - Co się dzieje?
Na milczenie kobiety ten delikatnie ją przytulił. Mocno westchnął.
- Neville? - Spytał ostrożnie.
Luna w odpowiedzi kiwnęła głową.
Rolf zmienił pozycję na siedzącą, z trudem próbował opanować drżenie
rąk.
- Czy powiesz mi kiedyś, czemu się rozstaliście? Co się takiego
wydarzyło, że uciekłaś? - Pytał cicho. Luna usiadła obok niego i zaczęła mówić.
Opowiedziała mu o barze. Co zobaczyła. Wszystko. Gdy skończyła Rolf
niespodziewanie gwałtownie wstał, nerwowo przeczesując włosy dłońmi.
- Chcesz mi powiedzieć, że odeszłaś bez słowa? Nie wiedział co zaszło?
I on nic nie wie, do chwili obecnej? - był zdenerwowany. Nerwowo maszerował po
pokoju. - Jak mogłaś mu coś takiego zrobić? Boże... - Myśli kłębiły mu się w
głowie. Patrzył na nią pustym wzrokiem, jak gdyby nie był obecny. Nigdy nie
widziała go w takim stanie, co to mogło być? Strach? Ból? Nie wiedziała, co
może powiedzieć, jak zareagować. Z opresji wybawił ją płacz dobiegający z
dziecięcego pokoju. Niemal błyskawicznie wyszła z sypialni. Zostawiając Rolfa
samego, pogrążonego we własnych myślach.
Siedziała w bujanym fotelu patrząc bezmyślnie w okno. Analizowała
swoje uczucia do Rolfa i Neville. Co chwila zerkała na swoje śpiące dzieci. Tak
bardzo je kochała, nie mogła sobie wyobrazić bez nich życia. Nie żałowała
niczego. Nie była wstanie myśleć o życiu bez swoich mężczyzn, nie chciała
istnieć w wymiarze gdzie nie miałaby ich przy sobie. Neville był tylko odległym
wspomnieniem. Teraz już nic dla niej nie znaczył. "Dzisiejszy wieczór nic
nie zmieni w moim życiu. Nie może". Wmawiała siebie, choć w tamtej chwili
naprawdę w to wierzyła, lecz tak naprawdę oszukiwała tylko samą siebie. W tym
samym momencie, gdy chciała wrócić do Rolfa usłyszała trzask zamykanych drzwi,
a po chwili zobaczyła męża wyglądając przez okno. Teleportował się. Została
sama.
W tym samym czasie Neville Longbottom namawiał swoja wieloletnią
przyjaciółkę Ginny Potter o jakikolwiek pomoc w nawiązaniu kontaktu z Luną.
- Proszę podaj mi jej aktualny adres. – Prosił.
- Neville ta rozmowa jest bez sensu! Ja nie jestem upoważniona do
rozdawania adresu Scamanderów na prawo i lewo. Nawet tobie. – Dodała szybko
widząc wzburzoną minę mężczyzny.
Longbottome ukrył twarz w dłoniach jednocześnie chowając przed
przyjaciółką tą bezradność, która malowała się w jego oczach. Dokładnie
wiedział, że tak będzie wyglądać ta rozmowa, już godzinę tkwił w kuchni
Potterów. Goście już dawno się rozeszli, a Neville chodził za rudowłosą i pod
pretekstem pomocy w sprzątania maglował ją w tej jednej sprawie. Czuł się o
wiele gorzej niż przegrany.
- Napisz do niej list. – Powiedziała cicho. – Przekaże go jej, nic
więcej nie mogę dla ciebie zrobić. - Obiecała, podeszła do niego i położyła
swoją dłoń na jego ramieniu, a gdy ich twarze spotkały się, uśmiechnęli się do
siebie. Ginny w głębi serca pragnęła by przyjaciele wszystko sobie wyjaśnili,
tym bardziej, że sama o niczym nie miała pojęcia.
Teraz zmierzał do domu tylko z jedną uporczywą myślą: „Pakuje się i
wracam do Hogwart, dość tej maskarady”
„Droga Luno!
Nie chcę Cię zamęczać, chcę Cię tylko prosić o spotkanie. Tylko
rozmowa. Nic więcej.
Twój na zawsze,
Neville Longbottome”
Rolf wrócił do domu na drugi dzień. Wyjaśnił małżonce swoją
nieobecność. Noc spędził u przyjaciela, a rano udał się od razu do pracy, nie
chcąc budzić jej i dzieci.
Po obiedzie Luna wyszła z dziećmi do ogrodu, usiadła na jednej z ławek
i obserwowała z błyskiem w oku swoich synów. Rolf zaszedł ją od tyłu i objął,
jednocześnie całując przy tym płatek jej ucha, na co zadowolona odchyliła głowa
by ten mógł wtulić się w nią jeszcze bardziej.
- Przepraszam za wczoraj, nie powinienem wychodzić. – Rzekł cicho. –
Już chciała mu coś odpowiedzieć, gdy ten nie czekając na odpowiedz zaczął
ciągnąć dalej. – Przemyślałem wszystko i sadzę, że powinnaś się z nim spotkać.
Luna odwróciła się gwałtownie i spojrzała na niego.
- Ufam ci, wiem, że wszystko będzie dobrze. Jednak nie będzie tak póki
nie załatwicie tej sprawy do końca. – odparł.
Luna wstała i weszła do domu, po chwili wróciła i wcisnęła mężowi
zwitek pergaminu w dłoń.
- Dlatego ja tez chciałam z tobą porozmawiać kochanie, jednak ty
czytasz w moich myślach i pomagasz mi podejmować decyzję w sprawach, w których
sobie nie radzę. – Spojrzała na niego i uśmiechnęła się lekko. – Uprzedziłeś fakt,
to list od Nevilla. – Wyznała. – Chce się spotkać.
Luna długa się wahała co do spotkania z dawną miłością. Bała się
swojej reakcji , gdy tylko przypomniała sobie ostatnie spotkanie, serce jej
wtedy na moment stawało, a żołądek zawiązywał się w supeł. Nie można było od
tak zapomnieć o dawnej miłości. Zdrowy rozsądek przypominał jej jednak
teraźniejszym życiu, wspaniałej kochającej rodzinie, którą wraz z Rolfem
zbudowała dla siebie i swoich dzieci. Mąż sam namawiał ją na spotkanie, ona
niejednokrotnie widziała jego zamyśloną twarz. Myślał intensywnie i z pewnością
o niej i Nevillu. Nie przyznał się jej do tego jednak nigdy.
Od ich spotkania minął tydzień, a ona otrzymała od niego kolejne trzy
listy i wszystkie tylko i wyłącznie z prośbą o spotkanie. Tego ranka zawzięła
się i zdecydowała wybrać do Hogwartu i spotkać z Nevillem. Rolf zaoferował
swoją pomoc i wziął sobie dzień wolny w pracy. Był to dla Luny miły gest, na
pewno będzie jej potrzebna rozmowa z nim zaraz po powrocie.
Z snu wyrwał go głośny trzask na parapecie. Ujrzał tam olbrzymią i
przede wszystkim nieznaną mu sowę. Przez myśl przebiegło mu, że to może ona
zdecydowała się w końcu do niego odezwać. Bardzo zadowolony wstał i pognał do
okna. Po odebraniu sowie pakunku ostrożnie otworzył pudełku i zobaczył w
wewnątrz niego małą piłeczkę, wyglądała jak przypominajka, lecz gdy ją
wyciągnął spostrzegł, że to fałszoskop, który niespodziewanie zaczął głośno
wibrować. Przestraszony chciał go upuścić, ale nie zdążył, nagle wszystko
zaczęło wirować, później szarpnięcie w pępku i wylądował w jakimś ciemnym
lesie, z głośnym łoskotem upadł na ziemię. Nieszczęsny prezent okazał się
świstoklikiem.
Powoli wstał i rozejrzał się dokoła, nie widział nikogo, Gorączkowo
zaczął obserwować otoczenie jednocześnie zastanawiając się, gdzie może się
obecnie znajdować. Drzewa były na tyle gęste, że ledwo widział niebo nad sobą.
Nie znał tego miejsca. Naglę zza jednego z drzew wyłonił się zakapturzony
mężczyzna. Przestraszony Neville jeszcze bardziej wytężył wzrok z nadzieją, że
pozna tożsamość zbliżającego się mężczyzny.
- Longbottome we własnej osobie.
Jak się masz? - Zapytała nieznana postać, głosem tak piorunująco zimny,
że Nevillowi przeszedł dreszcz po plecach.
- Znamy się? kim jesteś? - Spytał. Usiłując opanować drżenie głosu, za
wszelką cenę nie chciał okazać słabości.
- Myślisz, że zdrajcą krwi wszystko uchodzi na sucho? Myślisz się. -
Powiedziała zakapturzona postać nie czekając na jego odpowiedz. - Nic nie
uchodzi. Co sobie myślałeś zabijając Naginii? - Wyciągnął różdżkę i wycelował
nią w przestraszonego profesora.
Różdżka. Neville zdała sobie sprawę, że swojej nie ma. Została na
biurku. Ogarnęła go panika. Wiedział, że jest na przegranej pozycji. Jedyne co
go czekało to śmierć.
Luna przekraczając progi Hogwartu poczuła nagły i nieuzasadniony
niepokój, nie wiedziała o co chodziło. Nigdy wcześniej tego nie czuła.
Wchodząc do gabinetu profesor McGonagall nie zdawała sobie sprawy
jakie wiadomości tam na nią czekały.
- Nie możesz się zobaczyć z Longbottomem moje dziecko. - Wyznała. -
Nevilla rano porwali śmierciożercy. – Po czym bez słowa podała jej list.
"Mamy Longbottoma, strzeżcie się. Dopełnimy woli Czarnego Pana
zabijając każdego kto przyczynił się do jego śmierci. Jutro w południe wyślemy
świstoklik. Potter ma się tu stawić."
- To nie może być prawda! - Krzyczała przerażona Luna.
- Aurorzy są już w drodze, odbijemy go.
Po chwili do środka weszło kilkanaście osób, dziewczyna stała bez
słowa, płacząc bezdźwięcznie. Nagle ktoś zaszedł ją od tyłu, obrócił ku sobie i
mocno przytulił. Uniosła nieco głowę i zobaczyła Pottera. Bezbronna przytuliła
go mocno i rozkleiła się na dobre.
- Nie martw się Luna. - Uspokajał ją. - Dorwiemy tych łajdaków,
Neville wróci.
Podczas gdy Harry wypowiadał te słowa poczuła kolejne dłonie, tym
razem był to Ron. Wiedziała, że wszystko będzie dobrze. Złe moce powróciły,
lecz oni nie mogli się poddać, nie tym razem. Znów byli razem i po raz kolejny
zwyciężą te wojnę.
Lubię to opo i ten paring... chociaz i tak wole Drarry ;)
OdpowiedzUsuńTylko szkoda ze oni jednak nie są razem tylko założyli rodziny :(
Nie lubię smutnych zakończeń
Mam nadzieje ze nie zrobicie Neville‘owi krzywdy i wróci cały i zdrowy :P
Weny i czekam na ostatni rozdział