Blog zawiera opowiadania o tematyce zarówno heteroseksualnej jak również homoseksualnej (yaoi i yuri). Jeżeli nie lubicie stosunków męsko-męskich/damsko-damskich, to albo opuścicie bloga albo omijajcie tego typu posty.
Tak więc zostaliście ostrzeżeni i czytacie na własną odpowiedzialność :) .

sobota, 30 sierpnia 2014

NUNA - Rozdział IX (ostatni)

Kochani to już ostatnia rozdział NUNY.
Wiem, że ten pairing nie jest zbyt popularny ale ja go kocham i cieszę się, że mogłam się nim z Wami podzielić.
Chcę podziękować wszystkim którzy byli zemną do samego końca, wiernie śledząc ze mną losy moich bohaterów. Jesteście wspaniali! Dziękuję też tym, którzy komentowali moją twórczość sprawiając mi tym ogromną radość.
Syśka :*

Aurorzy zaledwie w ciągu kilku minut dotarli do Hogwartu. Cała akcja mająca na celu odbicie Nevilla była zaplanowana. To musiało się udać.
Luna po opuszczeniu granic szkoły natychmiast teleportowała się do domu. Opowiedziała mężowi o całej sytuacji. Rolf słuchał jej w milczeniu.
- Co zamierzasz? – Spytał, gdy skończyła, całkiem bezsensu. Przecież znał odpowiedz.
- Muszę to mój przyjaciel, nie będę mogła bezczynnie siedzieć i czekać na wiadomości. Idziemy wszyscy i wrócimy wszyscy. Obiecuję. – Zapewniła go.
- Wierzę ci, wiem że wszystko będzie dobrze. Będę tu na ciebie czekał z dziećmi.
Luna pocałowała czulę Rolfa i poszła pożegnać się z Lorcanem i Lysanderem, żal jej było opuszczać rodzinę, ale musiała chronić przyjaciół, tak jak wtedy sprzed laty. Bała się. Jednak wiedziała, że nie ma innego wyjścia, swoja bliskich również chroniła podejmując tą, a nie inną decyzję.


***

Ocknął się w jakiejś ciemnej jaskini, miał skrępowane ręce i nogi. Jeszcze kilka godzin temu jego jedynym zmartwienie była Luna, a teraz leżał tu na wilgotnej i zimnej ziemi czekając na śmierć. „Los bywa okrutny” – pomyślał zanim ponownie stracił przytomność.

***

Hermiona wraz z Ronem czekali na Lunę pod szkołą. Dzieci były pod opieką Molly i Artura Weasley.
- Jeszcze kilka dni temu świętowaliśmy narodziny Lily, a dziś walczymy o jej życie. Wszystko zaczyna się powtarzać. – Mówił cicho Harry.
Wszyscy byli zamknięci w sobie jednocześnie zdeterminowani do walki. Przez te wszystkie lata wszyscy nie przestali być czujni, choć w głębi ducha wszyscy liczyli, że to wszystko skończyło się raz na zawsze.
W wielkiej sali trwały ostatnie przygotowania, świstokilk już czekał na zebranych. Harry omawiał ostatnie szczegóły. Wszyscy byli zdenerwowani całą sytuacja, musieli to jednak zrobić dla Nevilla… o ile jeszcze żył.
Gdy blondynka wylądowała nie mogła nic zobaczyć, wokół panowała kompletna ciemność.
- Lumos. – Wypowiedziała zaklęcie, ujrzała znajome twarze, kilkoro z towarzyszy wzięło z niej przykład. Nigdzie nie było widać Longbottoma, ani innej żywej duszy. Nagle z ciemności po kolei wyłaniały się zakapturzone ciemne sylwetki śmierciożerców, przerażona Luna pędem rzuciła się do ucieczki. Według planu miała jak najszybciej odnaleźć Nevilla i pozostawić go w bezpiecznym miejscu. Kątem oka zobaczyła Ginny walczącą jednym z wrogów bez zastanowienia krzyknęła.
- Drętwota!
Biegła kilka minut, co jakiś czas potykając się o gałęzie.
Dostrzegła jaskinie, bez zastanowienia weszła do środka. Nie rozczarowała się, ponieważ dostrzegła przyjaciela, który leżał zakneblowany na ziemi. Szybko podbiegła do niego z ulgą stwierdziła, że żyje. Uwolniła go i próbowała ocucić, bezskutecznie. Przeraziła się, doskonale zdawała sobie sprawę, że nie ujdzie daleko z nieprzytomnym Nevillem. Chciała się teleportować, lecz zdała sobie sprawę, że zgubiła różdżkę. To już koniec, wiedziała o tym. Usłyszała ciche kroki, które poinformowały ją o pojawieniu się trzeciej osoby. Zamarła z przerażenia.

***

Rolf nie mógł bezczynnie siedzieć w domu i czekać, podczas, gdy jego ukochana nadstawiała karku. Zostawił dzieci pod opieka dziadka i teleportował się do Hogwartu. Do gabinetu McGonagall wpadł bez pukania.
- Proszę mi pomóc dostać się do reszty, muszę chronić Lunę.
- Panie Scamander. – Zaczęła dyrektorka. – Nie mogę, doskonale pan sobie z tego zdaje sprawę, nie mam prawa naginać regulaminu, zwłaszcza tego ustalonego przez ministerstwo.
Zdruzgotany Rolf strącił książki z biurka kobiety i krzyczał jak opętany. Widząc jego rekcję, podeszła do niego i wręczyła mu puste pudełko po czekoladowej żabie.
- To świstoklik. – Powiedziała, a gdy mężczyzna odebrał od niej przedmiot. Kobieta stuknęła w niego różdżka i powiedziała.
- Uruchomi się za minutę. – Po czym złapała papierek wolna ręką. Rolf obdarzył ja zaskoczonym spojrzeniem, na co ona odpowiedziała z uśmiechem.
- Chyba nie sądził pan, że ja zostanę tutaj?
Wylądowali niedaleko docelowego miejsca bitwy. McGonagall pobiegła w stronę walczących.
- Biegnij w tamta stronę! – Krzyczał Ron. – Tam pobiegła! – Dodał, rzucając w tym samym czasie Cruciatusa na śmierciożerce, który celował Hermionie w plecy.
Scamander natychmiast pobiegł we wskazaną mu stronę. Po kilkunastu sekundach dobiegł do jaskini. Powoli wszedł do środka i zobaczył ukochaną, która klęczała nad nieprzytomnym Nevillem.

***

W ciemności nie widziała jego twarzy, dopiero po chwili go poznała. Mocno się do niego przytuliła, nagle cały strach uleciał z niej jak powietrze z przebitego balona. Rolf pochylił się na Nevillem.
- Nic mu nie będzie, chodźmy stąd.
Nim zdążył do końca wypowiedzieć te słowa, ktoś szybkimi krokiem wtargnął do ich kryjówki. Rolf słysząc kroki intuicyjnie złapał Lunę za rękę i zasłonił własnym ciałem, zdążył to zrobić zanim promień zielonego światła ugodził go w samo serce. Luna w amoku chwyciła różdżkę męża i krzyknęła:
- Expelliarmus! – W locie chwyciła wytrąconą z dłoni różdżkę przeciwnika i w tym samym momencie pewnym stanowczym ruchem wymierzyła ostateczne zaklęcie niewybaczalne. Te samo, które ugodziło jej męża chwile temu. Kaptur osunął się z twarzy i poznała Narcyzę Malfoy. Otuliła ramionami bezwładne ciało ojca swoich i dzieci i gorzko zapłakała. Nagle poczuła jak znajome ramiona obejmują ją i szepcą.
- Już mu nie pomożemy.
Bez zbędnych słów złapała Nevilla za rękę, a w drugą uchwyciła dłoń zmarłego męża teleportując się na błonia przed szkołą.

***

Stał przy oknie i patrzył ze smutkiem jak Luna oddala się od niego. Teleportowała się i znikła z oczu. Jego serce było ściśnięte w olbrzymim bólu, tak bardzo się o nią bał, ale nic nie mógł poradzić. Wiedział, że żadne słowa by jej nie zatrzymały. Bez względu na to co łączyło ją wcześniej z Longbottomem musiała próbować z innymi go ocalić, zresztą on też prawdopodobnie zrobił by na jej miejscu dokładnie to samo.
Mijały minuty od jej wyjścia, które ciągły się potwornie długo. Nie był wstanie o niczym innym myśleć. Cholernie się o nią bał. Łzy ciekły mu po jego twarzy, które mimo młodego wieku była pełna zmarszczek. Na początku zdawał sobie sprawę, że związek z Luna będzie wymagał z jego strony ogromne poświęcenie i przede wszystkim wyrozumiałość . Ciągłe się bał, że odejdzie od niego tak samo jak od Lonbgottoma. Mógł nieświadomie zrobić coś nie tak, coś co by ja zabolało. Dopiero, gdy na świat przyszli chłopcy poczuł się trochę pewniej. Bał się przez ten cały czas, lecz zaryzykował i nie żałuje, nie żałował tego, że czekał na nią po jej zniknięciu i że poleciał do niej jak tylko zapragnęła go zobaczyć. Dla niego był to wymarzony związek. Tylko teraz znów coś się działo, niepokój nie dawał mu spokoju. Od dłuższego czasu coś było nie tak między nimi. Wszystko się zmieniało od kiedy wrócili do Londynu, nigdy nie miał jej tego za złe – w końcu sam ją namawiał do powrotu na stare śmieci. Przeczuwał, że prędzej czy później jej nowa miłość stanie na ich drodze, był spokojny choć nigdy nie przestał czuć strachu. Dziś stojąc przy oknie i uparcie obserwując punkt w którym jego żona się teleportowała uświadomił sobie, że wszystkie jego lęki, które tłumił w swoim sercu przez wszystkie lata małżeństwa sprawdziły się.
Podszedł do kominka i wziął garść proszku Fiu. Połączył się z kominkiem swojego teścia.
- Tato. - Zaczął. - Mógłbyś zaopiekować się z chłopakami? Nie ma czasu by ci wszystko tłumaczyć, ale to naprawdę ważne.
- Spokojnie Rolf. Będę za kilka minut u was. - Odpowiedział Lovegood nie pytając o szczegóły.
Rolf wycofał się do mieszkania. Podszedł do biurka i wyciągnął z szuflady kałamarz, pióro oraz kawałek  czystego pergaminu. Pisał coś z wielkim zapałem, łzy kapały mu po policzkach, a ramiona drżały. Gdy skończył wsunął kartkę do koperty i włożył ją do albumu z ich wspólnymi zdjęciami ślubnymi. „Jeśli coś się stanie na pewno prędzej czy później tu zajrzy i przeczyta.” – Pomyślał. Odłożył rodzinna pamiątkę na miejsce i rozejrzał się po wnętrzu swojego domu, domu w którym żył razem z Luną. Starał się o tym nie myśleć, lecz bał się, że może tu być ostatni raz, lub co gorzej, być tu bez niej…
Wszedł do pokoju swoich dzieci i ucałował je. Chłopcy słodko spali, beztroskie twarze uspokoiły Rolfa. Zdał sobie sprawę jak bardzo im tego zazdrości, tej niewinności i nieświadomości ile bólu zadaje życie, za wszelką cenę chciał im tego oszczędzić. Jednak nie udało się. W tak młodym wieku spotkało ich już tyle cierpienia, choć nieświadomie, to za kilka lat dzisiejsze zdarzenia odznaczą swoje piętno w ich życiu. Będą odczuwać konsekwencje pomyłek swoich rodziców, za wszelką cenę chciał temu zapobiec. Czuł, że jeśli tam pójdzie ocali ją. Ostatni raz spojrzał na Lorcana i Lysandera i wyszedł z pokoju.
W salonie już czekał na niego ojciec Luny. Podziękował mu za przybycie lekkim, wymuszonym uśmiechem i szybko wyszedł z domu. Nie miał siły na rozmowę z Lovegoodem. Musiał tam z nią być, natychmiast, jak najszybciej. Liczyła się każda minuta.

***

Kilka tygodni później, dzień pogrzebu Rolfa Scamandera.


Nie mogła znieść tego potwornego przeszywającego cale jej ciału smutku.
Nigdy nie zapomni tej chwili kiedy teleportowała zmarłe ciało męża na błonia Hogwartu, jego bezwładne ciało i te piękne bez wyrazu oczy. Przez pół godziny nie była wstanie odejść od jego ciała. Kurczowo trzymała je w ramionach z nadzieją, że ten się zaraz obudzi. Szarpała go za koszulę prosząc by odzyskał przytomność, nie chciała być sama. Myślała o dzieciach o Lorcanie i Lysanderze, co im powie, gdy spytają o tatę? Bała się potwornie samotności. Rolf sprawił iż jej życie na nowo nabrało barw, a teraz odszedł i już do końca życia nigdy nie będzie dla niej świeciło słońce.
Tego dnia jej życie straciło sens, dopiero nad ranem udało jej się żebrać siły by trzymać się dla swoich dzieci. Wiedziała, że jej potrzebują. Chłopcy byli jeszcze malutcy nie rozumieli wszystkiego i z jednej strony pasowało jej to, na razie nie będzie krepujących pytań przy których może się rozkleić na dobre. Nie chciała okazać im słabości. Starała się.
Stała teraz w ich wspólnej sypialni i patrzyła zamazanym od łez wzrokiem na ich wspólne łóżko, przed oczami widniała jej scena ich pierwszej nocy oraz ich wspólnej zabawy z maluchami, gdy budził ją pocałunkiem…
To już nigdy nie wróci, postanowiła przestać i wyszła przed dom, za chwile przyjdzie po maluchy opiekunka. Nie chciała by dzieci uczestniczyły w ceremonii, nie wyobrażała sobie ich w obecności opłakującej rodziny i przyjaciół.

***

Targały nim najróżniejsze emocje począwszy od smutku do euforii. To, że była ciałem przy nim, że zostawiła wszystko by go ratować. Ogromnie go to uszczęśliwiało. Z drugiej jednak strony była jej rozpacz za zmarłym małżonkiem. Bolało go to, za dużo emocji w tym samym czasie czuł, że wariował. Z Hanną rozstał się definitywnie od razu, gdy wrócił do domu. Żałował tylko straconych lat, które zabrał jej bezpowrotnie. Przed porwaniem odebrał wyniki badań ze Świętego Munga, był bezpłodny. Był bezużyteczny. Hanna z ulgą przyjęła jego wyprowadzkę. Był teraz rozdarty między dwoma uczuciami… Starał się tłumic w sobie uczucia, a zarazem być najbliżej ukochanej. Pragnął jej i kochał przez ten cały czas.

***

Nie było już nikogo, Luna samotnie stała przed grobem Scamandera. Wiedziała, że musi pozwolić mu odejść, jednak nie czuła się na siłach. Kochała go, może nie tak jak kochała Nevilla parę lat wcześniej, ale zawsze. Nie wiedziała co dalej. Wytarła ostatnie samotne łzy, gdy nagle usłyszała za sobą ciche kroki. Odwróciła się powoli i zobaczyła go - stał nieśmiało za nią i wpatrywał się w jej smutne oczy, tak piękne i bliskie sercu.
- Tak mi przykro Luna.. – Zaczął.
Luna bez słowa wyjaśnień teleportowała się na jego oczach. Neville wyciągnął rękę w kierunku miejsca, gdzie jeszcze przed chwilą stała dziewczyna. Jego dłoń nie odnalazła tej bezpiecznej przystani tylko pusta przestrzeń. Zacisnął mocno dłoń i przymknął zmęczone powieki. Wiedział, że dziś w nocy znów nie zaśnie.

***

Dzieci już spały, gdy usłyszała ciche pukanie do drzwi.
W progu stał Neville z tym samym wyrazem twarzy, bezsilny i słaby jak nigdy przedtem. Wahała się przez chwile, jednak zeszła mu z drogi zapraszając do środka.
Wszedł niepewnie poprowadzony w głąb kuchni usiadł przy stole i czekał. Luna zrobiła im kawę i usiadła naprzeciwko niego. Bez problemu można było dostrzec jak bardzo jest zdenerwowana. Wzrok miała skupiony w jednym punkcie stolika i nerwowo ściskała kubek z gorącą kofeiną, która parząc ją w dłonie dawał swego rodzaju ukojenie.
- Wiem, że powinno mnie tu nie być. To nie jest odpowiedni czas na odwiedziny. – zaczął zdenerwowany.
- Nie lepiej siedzieć i milczeć? – przerwała mu.
Milczenie było złotem podczas ich spotkania. Każdy pogrążony we własnych myślach. Jednak obecność tej drugiej osoby wydawała się mieć zbawienny wpływ na ich samopoczucie. Już po kilku minutach czuli się swobodnie w swoim towarzystwie. Ukradkiem na siebie zerkali. Wysyłając sobie nawzajem ciepłą aurę, która wyraźnie dało się czuć w pomieszczeniu. Spotkanie okazało się być przełomowym w ich relacjach co okazało się potwierdzeniem reguły, że słowa czasem tylko ranią, a milczenie jest cenniejsze niż tysiąc słów.

***

- Powiesz mi czemu wybrałeś Hannę? – Spytała kilka dni później Luna.
Nevilla wmurowało przez chwilę. To ona odeszła bez cienie wyjaśnień. Spędził pięć lat na poszukiwaniach, a ona…
Pokręcił szybko głową.
- O czym ty mówisz?
- Widziałam Was razem w Dziurawym Kotle. - Powiedziała nieco poirytowana. Udawał głupiego przed nią i bardzo ją to zdenerwowało.
- Co, kiedy? – Pytał.
Dziewczyna wyjaśniła mu jak to dokładnie było tego dnia, gdy ich ujrzała. Neville najpierw się zdenerwował, potem posmutniał, ujął jej dłonie w swoje, absolutnie nie zwracają uwagi na jej reakcje na tak śmiały i nieoczekiwany gest w jej kierunku.
- Widziałaś cokolwiek? Pocałunek, gest?
- Nie… - Przyznała cicho.
- Po tym piłem, a gdy wróciłem ciebie już nie było. To wszystko, resztę znasz. Pisałem i szukałem cię przez pięć lat. Nie mogłem czekać dłużej. Nie wiedziałem czy kiedykolwiek wrócisz.
Poczuła ogromną falę gorąca, która w jednej chwili zalała całe jej ciało. Nie mogła uwierzyć w to co właśnie usłyszała z jego ust. Wszystko się układało w jedna sensowna całość. Gdy uniosła nieco głowę jego już nie było.
Uciekła wtedy bez sensu jak głupia przed czym? Miłością? Mogła porozmawiać, dać szansę.
Większość drogi do domu pokonała samotnie, analizowała wszystko co się dowiedziała od Longbottome. Popełniła błąd jednak teraz to nie miało znaczenia. Wybrała Rolfa, miała z nim dzieci, cudowne dzieci. Nie żałowała żadnej sekundy spędzonej u jego boku. Wiedziała, że to głupie lecz nie chciała zmieniać niczego w swoim życiu. Los dał jej Rolfa i Lorcana oraz Lysandera. Zamierzała pokornie trwać w tym stanie do końca swojego życia. Tęskniła za mężem. Nie chciała innego, mimo iż Neville był dla niej bardzo ważny. Zrozumiała to, zastanawiała się jak by się wszystko potoczyło jeśli by nie wyruszyła Nevillowi na pomoc… Wtedy Rolf by żył, a Neville? Co by było z nim? Im dłużej o tym myślała tym większy miała mętlik w głowie.
Przed snem usiadła na kanapie i zaczęła przeglądać ich album z zdjęciami ślubnymi, w samym środku znalazła kopertę po piśmie na niej stwierdziła, że to pismo Jej zmarłego męża. „Otwórz, tylko jeśli mnie nie ma” – przeczytała. Ze strachem, ciekawością i niepokojem rozerwała kopertę, wyprostowała papier i zaczęła czytać list.

Ukochana Luno...

Piszę do Ciebie ten list w razie gdyby mnie już nie było.
Do końca życia będę pamiętać dzień w którym zobaczyłem Cię pierwszy raz, nie wiedziałem wtedy, że okażesz się największą miłością mojego życia.
Potem... było trochę gorzej. Wiedziałem wtedy, że jesteś z Nevillem, ale miałem nadzieję na rozwinięcie naszej znajomości. Gdy wszystko układało się coraz lepiej znikłaś... cierpiałem bardzo, ale pamiętałem o Twojej obietnicy, więc czekałem na wiadomość od Ciebie. Gdy dostałem list, po tych wszystkich latach czekania. Czułem się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. W końcu udało mi się i zdobyłem Twoje serce. Urodziłaś mi dwójkę wspaniałych dzieci i bardzo dziękuję Ci za to. Sprawiłaś iż moje serce pokochało tak mocno jak nigdy przedtem. Nasze dzieci i Ty są dla mnie wszystkim.
Ty może nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego czemu jesteś że mną. Czułaś żal po rozstaniu Neville. Dowiedziałaś się o jego ślubie, czy to był impuls czy prawdziwe uczucie do mnie? Z perspektywy czasu wiem, że nie kochałaś mnie tak jak ja Ciebie. Możliwe, że tak myślisz, ale to nie jest prawda. Wiem jak na mnie patrzyłaś, to nie było tak jak być chciał. Chwilami wierzyłem, ale czasem byłaś jakby w innym świecie. Myślałaś wtedy o nim, wiem o tym. Nie mam żalu.
Dziś idę Ci pomóc, chcę Cię chronić. Nie wyobrażam sobie bez Ciebie życia. Jeśli czytasz ten list to nie żyje... przekaż więc moim dzieciom, że je kocham i zawsze będę przy nich.
Teraz kieruje słowa tylko do Ciebie. Mam nadzieję, że Neville żyje i ma się dobrze. Wiem, że jesteś twardą kobietą, ale na pewno będzie Ci potrzebna pomoc. Chcę byś związała się z Longbottomem. Wierzę, że się Wami zaopiekuje i będzie chronił. Ja już nie jestem przy Was, ale On może być. Wiem, że nadal Go kochasz. Możesz się oszukiwać, ale to co do niego czujesz nadal się tli i będzie jednym wielkim płomieniem jeśli dasz mu szansę.
Pamiętaj o jednym - nie płacz za mną. Bądź silna. Kocham Cię i nasze cudowne dzieci. Jeśli zginie ratując Twoje życie wiedz, że zginąłem szczęśliwy. Dziękuję za te wspólne lata Luno. Kocham, pamiętaj.

Rolf Scamander


Odłożyła list, a łzy leciały ciurkiem po jej bladych policzkach. Płakała. Przytuliła się ramionami i myślała kolejny raz tego dnia o mężu.
Wiedziała już jaką decyzję musi podjąć.

***

Przyszedł nazajutrz by spędzić kolejny dzień w jej towarzystwie.
Bawił się z dziećmi, a gdy maluchy spały po obiedzie, oni siedzieli obok siebie i milczeli. Nic innego w tym momencie nie było ważniejsze niż to, że czuli swoją obecność po tych wszystkich latach.
Mimo czasu który upłynął, mimo dystansu który ich dzielił - wiedzieli, że muszą być obok siebie.
Luna spojrzała w oczy Neville i przypomniała sobie o ostatniej woli zmarłego męża. Wtedy on wyciągnął małe pudełeczko z kieszeni. Te samo, które kupił lata temu, które porzucił w zakazany lesie, by później odnaleźć, które nosił przy sobie przez ten cały czas.
Luna odebrała od niego pudełko i otworzyła.
- Nie teraz, nie jutro. Nawet nie za rok. Będę czekać nie pozwolę ci uciec.
Uśmiechnęła się na te słowa i złapała go delikatnie na rękę.
Rolf miał rację w każdym calu. Na wszystko potrzeba czasu, lecz pewne było to, że to co jest naszym przeznaczeniem, mimo przeciwnością kolei losu nie przestanie na nas czekać. Wraca, zawsze tam gdzie jego miejsce...
By wypełnić do końca swoje przeznaczenie...

KONIEC

2 komentarze:

  1. Pierwsza,pierwsza :D
    Jeeeeej szczęśliwe zakoczenie, jak ja to lubię :)
    Ja tez bardzo lubię ten paring, także nie jestes osamotniona ;)
    Szkoda że Rolf zginął, polubiłam go, a już po tym liście do go po prostu ubóstwiam. Aż normalnie niemożliwe że facet może być obdarzony taką empatią (moja wiara w mężczyzn jak zawsze niezawodna :P)
    Szkoda że to już koniec, bo polubiłam to opo :)
    Weny na inne historie i mnóstwa czytelników :*
    I przepraszam za błedy i braki ogonków itp. ale pisze z telefonu

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowne. Uwielbuam tę parę!!!😀

    OdpowiedzUsuń