Blog zawiera opowiadania o tematyce zarówno heteroseksualnej jak również homoseksualnej (yaoi i yuri). Jeżeli nie lubicie stosunków męsko-męskich/damsko-damskich, to albo opuścicie bloga albo omijajcie tego typu posty.
Tak więc zostaliście ostrzeżeni i czytacie na własną odpowiedzialność :) .

wtorek, 19 sierpnia 2014

NUNA - Rozdział VII

Zapraszam na kolejną część mojego opowiadania. 
Syśka :)


Znaleźli się nad rzeką, Rolf był wyraźnie zadowolony z pomysłu dziewczyny. Byli nad jeziorem, plaża świeciła pustkami. Powiew dochodzący z nad wody działał na nich jak kojący dotyk ratujący ich ciała od tego parnego i ciężkiego skwaru.
Luna natychmiast zwaliła z nóg sandały i poszła zamoczyć stopy na brzegu. Po krótkiej chwili i on do niej dołączył, czuli się cudownie w swoje obecności, milczenie wcale nie było krepujące, był to raczej miły rytuał.
- Powiesz mi co się stało, że chciałaś się tak nagle spotkać? – Spytał niespodziewanie.
Luna z początku milczała, lecz po chwili przystanęła i spojrzała mu w oczy, były pełne ciepła i tęsknoty. Przyjrzała się jego twarzy, nic się nie zmienił, był nadal zabójczo przystojny, choć w okolicach oczu pojawiło się kilka zmarszczek.
- Sama nie wiem. – Odpowiedziała. Rolf odszedł od niej kilka kroków i westchnął.
Był prawie pewny, że czytała artykuł o Nevillu, lecz nie chciał pierwszy zacząć tego tematu. Bał się, sam nie był pewny co tak do końca kierowało dziewczyną, że postanowiła, tak nagle się spotkać. Postanowił, więc milczeć i czekać.


- Może zjemy te rogaliki? – Zagadnął.
Luna odpowiedziała mu skinieniem głowy, usiedli na gorącym piasku i zaczęli jeść w milczeniu. W miedzy czasie nerwowo na siebie spoglądali. Rolf nie wytrzymał tej okropnej ciszy i pierwszy zaczął prowadzić dalszą rozmowę.
- Chciałbym żebyś wróciła. Nie masz już dość tego życia na walizkach? Ciągle gdzieś gonisz, uciekasz, potrzebuje cię blisko. – Wyznał, sam był zdziwiony swoją szczerością, ale nie mógł dłużej tego dusić w sobie.
- Nie wiem czy to jest odpowiedni moment. – Odparła.
Zabolało. Jej słowa go dobiły go, jednak nie chciał tego dać po sobie poznać.
- A kiedyś będzie odpowiedni moment? Za kolejne pięć lat? Teraz też uciekniesz? – Spytał. – Luna, wiem że czytałaś artykuł, porozmawiajmy szczerze. – Zdecydował postawić wszystko na jedną kartę.
Dziewczyna gwałtownie wstała, chciała natychmiast ukryć swoje napływające łzy, nie miała ochoty by on je widział, ostro pożałowała tego spotkania, nie sądziła, że potoczy się tym torem. Zresztą po dłuższym zastanowieniu W ogóle nie była pewna czego chce. Mężczyzna podszedł do niej i złapał za ramiona.
- Powiedz co planujesz dalej, chyba mogę wiedzieć?
- Sama nie wiem, naprawdę. Rolf wybacz mi ja naprawdę nie chciałam cię wciągać w swoje życie. – Mówiła ciągnąc dalej. – Jednak chcę wrócić z Tobą, masz rację już mam dość takiego życia.
- Wracasz, ale do niego. Nadal go kochasz. Mogłem się tego spodziewać. Gdzie w tym wszystkim jest miejsce dla mnie? Nie chcę być pionkiem w tej grze.
Jego ostatnie słowa zostały wypowiedziane bardzo smutnym głosem, co nieco poruszyło dziewczynę. Odszedł od niej, wiedział że był na przegranej pozycji, już na starcie nie miał u niej szans. Teraz to wszystko się sprawdziło. Był dla niej przyjacielem. Pochylił się nad swoimi butami i wyciągnął po nie rękę chciał je zabrać i zniknąć. Lovegood bez zastanowienie podbiegła do niego i spojrzała w jego twarz, płakał i to przez nią. Zdała sobie sprawę, że przez cały rok robiła mu nadzieje, przecież Scamander od początku nie krył się ze swoim uczuciami, ona mogła to nadzwyczajnie w świecie przewidzieć i uciąć to wszystko zanim doszło do takiej sytuacji jak teraz. Stała tak i patrzyła bezradnie w jego zapłakane oczy, przed chwilą swoim zachowaniem uświadomiła mu dobitnie, że nadal kocha Nevilla. Było już za późno na tłumaczenia. Musiała podjąć decyzję, tu i teraz, On czy Neville. Przeciągła go do siebie i przytuliła. Pachniał, tak cudownie. Nagle poczuła jak całe napięcie z przed kilku minut ucieka. W tym momencie byli tylko oni i nikt inny. Luna musiała się z tym pogodzić. Czuła, że robi dobrze i chciała by ta chwili nigdy się nie skończyła. Chciała jego, nie miała ochoty szukać dalej, a Rolf był wspaniały i dobry, a przede wszystkim ufała mu, wiedziała, że jej nie skrzywdzi tak jak Longbottome.
- Zostań proszę. - Wyszeptała w jego szyję - Mam zostać, jako kto? – Spytał sarkastycznie.
Nie odpowiedziała mu tylko delikatnie przyciągnęła jego twarz do bliżej swojej i pocałowała. Ich wargi połączone w jedną całość pasowały do siebie idealnie. Ten delikatny pocałunek przerodził się w dziki i namiętny taniec. Ich pierwszy. Rolf poczuł ciepło bijące od niej i uwierzył, że nie wszystko jeszcze stracone, że mogą być razem. Delikatnie penetrował jej podniebienie językiem, subtelnie gładząc przy tym jej plecy. Czuł, że może teraz wszystko. Był szczęśliwy.
- Wrócisz ze mną? – Spytał gdy już się od siebie oderwali.
- Tak. – odpowiedziała. – A teraz proszę pomóż mi rozłożyć namiot, chcę tu zostać na noc, z Tobą. – Dodała i pocałowała go po raz kolejny.
Spędzona wspólnie noc była cudowna, rozmawiali i śmiali się bez opamiętania. Jednocześnie trzymając się bardzo blisko siebie. Nad ranem Scamander zasnął, a Luna nie mogła zmrużyć oka, mimowolnie raz po raz analizując cały dzień spędzony z Rolfem, zastanawiała się co przyniesie jej reszta życia i przede wszystkim czy dziś podjęte przez nią decyzję nie będą dla niej w przyszłości koszmarem, pragnęła szczęścia. Jednak los planował zakpić z niej, tak samo jak pięć lat temu kiedy ona odeszła z Hogwartu.
Punktem kulminacyjnym w tym przypadku miało być spotkanie po latach, które nieuchronnie i małymi kroczkami nadchodziło.
Trzy lata później Luna i Rolf byli szczęśliwymi rodzicami dwójki wspaniałych chłopców Lysandera i Lorcana, ich dzieci niedawno świętowały swoje pierwsze urodziny. Jeszce przed narodzinami bliźniaków  wzięli cichy i skromny ślub. Wspólnie podjęli decyzje by zamieszkać na obrzeżach Londynu. Dziewczyna odnowiła wszystkie znajomości, które zaniedbała w ciągu tych lat, gdy była nieobecna. Wiedli spokojne i dostatnie życie mimo iż Luna nie pracowała. Oboje byli bardzo dumni ze swojego związku i z podziwem obserwowali swoje przeurocze dzieci. Mimo tylko lekkiego, nic nie znaczącego niedosytu bez problemu mogła nazwać swoje życie szczęśliwym, bo tak właśnie się czuła - Szczęśliwa.
Mimochodem gdzieś w śród znajomych nie raz słyszała jakieś wzmianki o Nevillu, lecz nigdy ich nie komentowała, a tym bardziej nie dopytywała się. Nie robiła tego ze względu na siebie ale na swojego męża, bała się sprawiać mu przykrości, sama nie była pewna jak zareaguje. Mimo wszystko było jej ciężko z tym wszystkim. Wspomnienia nadal pozostały i wiedziała, że będą w niej żywe już do końca życia.
Nevillowi życie niestety nie układało się tak różowo jak Lunie. Hanna była przewlekle chora w wyniku czego nie mogła utrzymać ciąży, poroniła już dwa razy. Była permanentnie rozdrażniona co nie wpływało najlepiej na ich wspólne relacje. Nieustanne kłótnie wykańczały go psychicznie, więc unikał żony jak tylko mógł, niestety to jeszcze bardziej potęgowało frustrację kobiety, Longbottome setki razy próbował dać sobie spokój. Wiedział, że nic dobrego już nie wyniknie z tego związku. Uznał go z góry za przegrany. Nieustannie myślał o Lunie - swojej dawnej miłości.
Wiedział od Ginny, że Luna już się nie ukrywa, ma dzieci i jest po ślubie. Mimo upływu lat nadal czuł do niej wielki sentyment. Wieści o jej szczęśliwym życiu u boku innego mężczyzny przysporzyły mu wiele smutku, jednak nie mógł dać nikomu tego po sobie poznać, nigdy nikt nie mógł się dowiedzieć. Próbował tłumić w sobie dawne urazy oraz nieustanną tęsknotę. Niejednokrotnie zaklinał się w myślach - To nie ma sensu. Rozum to wiedział, jednak serce nie chciało dać za wygraną.
Ich relacje, odczucia i życie toczyło się swoim torem. Oboje nie chcieli niepotrzebnych, dziwnych sytuacji. Byli przekonani, że minęło zbyt wiele czasu,  na roztrząsanie przeszłości, zostawili to za sobą, decydując się na ułożenie sobie życia od nowa, na założenie rodzin. Nie wiedzieli jednak, że to nie ma najmniejszego sensu, los i tak nieuchronnie starał się postawić ich przed sobą. Jeszce jeden raz, by w końcu mieli szanse wyjaśnić sobie wszystkie nieporozumienia jakie zaszły miedzy nimi dawno temu.
Tego dnia Luna wstała bardzo wcześnie. Była umówiona na spotkanie z Hermioną i Ginny na Pokątnej. Powolnym krokiem podreptała do kuchni, przyszykowała śniadanie dla całej rodziny i poszła obudzić męża.
- Kochanie zrobić ci kawy? – Spytała czule całując go w czoło.
- Z chęcią. – Odpowiedział. – Już wychodzisz?
- Idę jeszcze wziąć prysznic. – Po tym co usłyszał, Rolf powoli otworzył jedno zaspane oko i z zadowoleniem stwierdził, że jego żona jest nadal w szlafroku. Przyciągnął ją do siebie w wyniku czego upadła na niego. Oddając mu wszystkie pocałunki, była szczęśliwa, chciała mieć go blisko już zawsze. Niechętnie oderwała się od jego ust.
- Kochanie naprawdę muszę iść jeśli nie chce się spóźnić. – wyszeptała w jego szyję
Rolf doskonale wiedziała jak ważne dla Luny jest odbudowanie zerwanych relacji z przyjaciółmi, dlatego cieszył się na każde jej spotkanie i sam zachęcał ją na wyjścia. Ufał jej bezgranicznie. Dlatego w takich chwilach jak teraz nie był wstanie myśleć samolubnie.
- Uciekaj mi stąd póki jeszcze jakoś się trzymam. – zażartował.
Luna uśmiechnęła się do męża pocałowała go ostatni raz i poszła się szykować do wyjścia. Wychodząc z łazienki widziała w kuchni jak jej mąż wmusza w maluchy śniadanie, jak zwykle rozczulał ją ten widok podeszła do swoich chłopców, ucałowała ich czule na pożegnanie i wyszła z domu. Przy furtce odwróciła się i obdarzyła swój dom ostatnim spojrzeniem zanim się teleportowała.
„Na ulicy Pokątnej gwar i tłumy, jak zawsze” – pomyślała. Poszła do kawiarni w której była umówiona z przyjaciółkami. Już na nią czekały.
- Wyglądasz fantastycznie! – Zawołała Ginny, gdy tylko dostrzegła zbliżającą się sylwetkę Luny. – Pomyśleć, że masz takie ciało po ciąży z bliźniakami. – Dodała uśmiechnięta.
- I kto to mówi? – Rzuciła Hermiona w stronę Ginny. – Sama po trzech porodach, a uroda, wdzięk i przede wszystkim figura jak u nastolatki.
Dziewczyny chichotały beztrosko opowiadając sobie nawzajem o poczynaniach i małych sukcesach swoich latorośli. Mimo iż kiedyś były bardziej beztroskie nie żałowały niczego w swoim życiu. Hermiona była szczęśliwa mamą Hugona i Rose, a Ginny miała dwóch synów Jamesa i Albusa, a niedawno urodziła malutką Lily.
- Luna zaprosiłam cię ponieważ mam pewną prośbę do ciebie. Nazwałam z Harrym nasza córeczkę, Lily Luna, nie ukrywam, że na twoją cześć. Wiem, że może nie jesteś gotowa, ale organizujemy przyjęcie świętując tym narodziny małej i oboje z Harrym pragniemy, byś z nami spędziła ten wieczór, dla nas i dla naszych dzieci. – Powiedziała łapiąc przy tym obie przyjaciółki za ręce.

- Ginny. – Zaczęła. Nie wiedziała co powiedzieć, bała się spotkania z Nevillem . Spojrzała w oczy przyjaciółki, po czym dodała zdecydowanym tonem – Oczywiście, że przyjdę to dla mnie zaszczyt.

2 komentarze:

  1. Byli nad rzeką czy nad jeziorem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twój komentarz przypomniał mi jak moja Nuna bardzo potrzebuje solidnej bety... Naprawdę się za to zabieram, wybaczcie ;( Syśka

      Usuń