Tak przyznaję się bez bicia, do świąt nie miałam w planie dać
kolejnego rozdziału Drarry. Czemu? Piszę urodzinowy one-shot dla Levi, a oprócz
tego mamy w plamach napisać jeszcze dla Was jakiś prezent na święta. Ja też mam
w planie stworzyć coś swojego, więc wybaczcie... ;( mam jednak kawałek
rozdziału i wstawiam go dla Was na otarcie łez. W styczniu spodziewajcie się
dłuuuugiegooo rozdziału :*
Syśka
Od razu po zamknięciu za sobą drzwi dopadł mnie przeraźliwy chłód,
pomasowałem swoje ramiona okryte jedynie cienką koszulą. Nie zdawałem sobie
sprawy, że może być tak zimno na zewnątrz, sprawa z Harrym tak mnie
zaobserwowała, że nie zwracałem uwagi na otaczający mnie świat. Zagryzłem dolną
wargę i westchnąłem ciężko. Obdarzyłem wejście do domu ostatnim spojrzeniem i
poczułem, że tęsknie za tym głupim gryfiakiem. Musiałem zrobić wszystko by
odzyskać jego różdżkę. Myślałem, że jeśli mi się uda to Harry zostanie dłużej i
nie opuści mojego domu.
Po dokładnym zapoznaniu się otoczenia stwierdziłem, że nikogo nie ma i
bezpiecznie mogę się teleportować.
Wylądowałem na polanie w pobliżu lasu, rozejrzałem się w koło i
zadrżałem. Znów tu byłem. W tym samym miejscu, gdzie kilka dni temu znalazłem
Harrego, w dzień, który zmienił moje życie. Wcześniej przychodziłem tu by
wylądować negatywna energię. Teraz stałem tu by pomóc swojemu ukochanemu.
Szedłem powolnym krokiem w gęstwinę drzew. Przymknąłem powieki czując znajomy zapach
i uśmiechnąłem się lekko. Włożyłem dłoń do kieszeni jednak ta niespotkana się
ze znajomym przedmiotem, moja różdżka. Od kilkunastu miesięcy byliśmy
nierozłączni ze sobą w takim miejscu w każdym innym nie potrzebowałem magii.
Stojąc teraz tutaj całkiem bezbronny czułem lekką obawę, jednak myśl o Harrym
dodawała mi sił na to by się poddać, a świadomość tego, że szczęśliwego Pottera
dodawała m siły.
Daje przemierzałem gęste zarośla, próbując sobie przypomnieć, gdzie
znalazłem Harrego. To było pierwsze miejsce, które wpadło mi do głowy. Jeśli
tam nie znajdę owej zguby pewne było tylko to, że znajdę się w ciemnej dupie.
Na około panowała ciemność, co skutecznie utrudniało mi widzenie, jednak
wiedziałem, że wtedy tez było ciemno, więc na pewno będzie mi łatwiej znaleźć
różdżkę. Nerwowo nadsłuchiwałem każdego odgłosu łamanej gałęzi i zwierząt.
Bałem się, cholernie się bałem w dodatku w jednej chwili przypomniałem sobie o
wycieczce do zakazanego lasu w pierwszej klasie. Po plecach przeszły mi ciarki
i ponownie rozejrzałem się otaczającej mnie przestrzeni. Po chwili zobaczyłem
znajome drzewo, a nieznaczny uśmiech pojawił się na mojej twarzy, a potem
poznałem to miejsce, opadłem na kolana i delikatnie zacząłem błądzić palcami po
ściółce w nadziei, że znajdę spragniony przedmiot. Wzdychałem cicho i szukałem
przedmiotu w ciemnościach, a gdy po kilkunastu minutach moje palce spotkały się
z drewnianym tworzywem poczułem ulgę, a radość, która ogarnęła moje ciało
sprawiała, że poczułem się wspaniale. Oczyma wyobraźni już widziałem minę
Harrego na widok jego zguby. Podniosłem się, schowałem różdżkę do kieszeni.
Rozejrzałem się dokoła próbując sobie przypomnieć, w która stronę powinienem
się udać, by jak najszybciej wrócić do domu. W pobliżu domu jeszcze mogłem się
teleportować, ale teraz byłem po za zasięgiem różdżki i byłem zmuszony wrócić
na piechotę.
Zrobiło się coraz bardziej zimno, a ja nadal nie wydostałem się z
lasu. Rozglądałem się próbując ustalić gdzie mogę się znajdować. Bezskutecznie.
Udałem się przed siebie, ciemność coraz bardziej osłabiała mój wzrok. W
momencie, gdy chciałem użyć wcześniej odnalezionej zguby, usłyszałem szelest
gałęzi i cichy urwany śmiech. Odwróciłem się błyskawicznie i ujrzałem przed
sobą trzech wysokich i dość umięśnionych typów. Wytężyłem wzrok, ale nie byłem
wstanie zidentyfikować tych mężczyzn.
- Kogo my tu mamy? – Zaśmiał się złowieszczo najwyższy z nich.
Przełknąłem nerwowo ślinę i zrobiłem kilka kroków do tyłu, oni automatycznie
zbliżyli się do mnie. Spanikowałem, automatycznie złapałem się za kieszeń, w
której spoczywała różdżka Harrego. Bez problemu mógłbym ją użyć. Jednak bałem
się narazić ministerstwu, kolejne problemy za użycia czarów w obecności mugoli
było dla mnie nie w smak w dodatku, musiałbym użyć różdżki, Harrego, a on był pracownikiem
ministerstwa, więc na pewno miał na sobie namiar. Nie mając innego wyjścia
zdecydowałem się na jedyna możliwość – ucieczkę
Pot i woda ociekająca z gałęzi liści powodowała, że moja cienka
koszulka niemal natychmiast przywarła do moich pleców wprawiając mnie w lekki
dyskomfort. Jednak odgłosy ciężkich butów dobiegające z tyłu nie zmalały nawet
odrobinę. Ciągle mnie ścigali, nie miałem pojęcia ile już biegnę, niestety
nadal znajdowałem się w lesie. Moje mięsnie stopniowo opadały z siły i zacząłem
się bać coraz bardziej, gdy kilka metrów dalej spostrzegłem wyłaniającą się zza
drzew znajoma polanę uśmiechnąłem się w duchu nadal nie przerywając ucieczki.
Spostrzegłem pierwsze domy i Lampe oświetlająca główna ulicę miasteczka.
Zaryzykowałem i odwróciłem głowę by sprawdzić jak daleko znajduje się od
napastników, jednak nikogo nie widziałem ‘czyżbym ich zgubił?’ – Przeszło mi
przez myśli i wtedy stało się coś, czego kompletnie się nie spodziewałem,
zderzyłem się z czymś twardym w wyniku, czego runąłem jak długi. Podniosłem
głowę i zobaczyłem, że odbiłem się przed momentem jak piłeczka od torsu jednego
z trzech oprychów. Wiedziałem, że jestem bez szans, nie zdążyłem się nawet
zastanowić, w jaki sposób tak szybko znaleźli się przede mną, gdy usłyszałem
głos jednego z nich.
- I po co było tak uciekać? – Zaśmiał się.
Spojrzałem na niego, i z przerażeniem odkryłem, że nadal nie znam tych
ludzi. Jeden z nich pochylił się nade mną, czując jego śmierdzący oddech na
swojej twarzy, nie wytrzymałem i zwymiotowałem.
- To dopiero początek tego, co cię czeka. – Powiedział łapiąc mnie z
włosy z tyłu głowy. Załkałem cicho, a słone łzy szybko spływały, bo mojej
bladej twarzy. Oblech zlizał z mojej twarzy kilka łez i zaśmiał się złowrogo.
Zadrżałem ze strachu, a po chwili poczułem pierwszy cios w brzuch, zakrztusiłem
się śliną, lecz po chwili zorientowałem się, że to nie ślina tylko krew
splunąłem nią i zacisnąłem mocno powieki w oczekiwaniu nad kolejną falą bólu,
która nastała niebawem. Otworzyłem oczy, lecz widziałem tylko zamazany obraz, a
śmiech bandytów dobiegał do mnie z daleka. Nie chciałem zawieść Pottera, ale
chyba właśnie to zrobiłem w chwili, gdy straciłem przytomność.
Syśka, ty bezlitosny potworze, jak można W TAKIM MOMENCIE przerwać, ja tu do stycznia zdechnę z ciekawości co dalej.
OdpowiedzUsuńKróóótkie bardzo, ale fajowe.No już sam fakt, że to Drarry jest zachwycający =^.^=
Tylko wiesz, błędów było od cholery.
Ciekawe co to za typy go złapały (mam nadzieję, że dostaną za swoje, wrrrr)
Ej bo tu się na jakiś gwałt zapowiada, ja się boję Q.Q
Wyczekuję niecierpliwie (czyli jak zwykle) na prezent świąteczny :-D
Pozdrawiam i weny duuuużo :***
U mnie to normalne, że błędy :D staram się, ale mi nie wychodzi. Zawsze z czymś wyskoczę. Musicie się męczyć. Sorki za długość, cieszcie się bo nic miało nie być :D
UsuńNo kurwa mać, no~! SYŚKA! Akane dobrze to określiła 'BEZLITOSNY POTWORZE' >.<
OdpowiedzUsuńNiech te typy tkną chociaż odrobinkę bardziej mojego małego Draco, a poobcinam im... palce~!
No weź ;/
Człowiek tu choruje, a ty jeszcze tak mnie dołujesz? (Naślę na Ciebie Kyuhyuna oppę i Ci wpierdzieli)
Nie wiem co mam konkretnego napisać, bo ja tu szlocham z tak krótkiej notki, ale okay, rozumiem. Wena nie komar... znam to >.<
Powiem tyle, że czekam na jakieś dzikie seksy z małym Drarry i na happy gay end, bo smuteczku tutaj nie zniosę...
Pozdrawiam ciepluchno, dużo weny i virtual hug na odległość, żeby Cię czasem nie zarazić ;^ / Kummie