Blog zawiera opowiadania o tematyce zarówno heteroseksualnej jak również homoseksualnej (yaoi i yuri). Jeżeli nie lubicie stosunków męsko-męskich/damsko-damskich, to albo opuścicie bloga albo omijajcie tego typu posty.
Tak więc zostaliście ostrzeżeni i czytacie na własną odpowiedzialność :) .

wtorek, 30 grudnia 2014

Bezgranicznie kocham

Mój debiut!
Niespodziankowy, zwariowany, zakręcony one - shot napisany na specjalne zamówienie naszej kochanej Levi! Mam nadzieję, że Cię nie zawiodłam i dałam radę.
Dziękuję Densu NoBaka i Carolinie za nieocenioną pomoc w pisaniu tego opowiadanka
Sto lat Levi!!!






Minęła północ. Nad brzegiem jeziora, przy świetle księżyca siedział młody mężczyzna. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że powinien już dawno spać. Nazajutrz czekała go kolejna trudna misja do wykonania. O świcie ponownie będzie musiał ruszyć w dalszą drogę, wraz ze swoim najlepszym przyjacielem. 

Zamyślony wpatrywał się w tafle wody, która właśnie dziś, była nadzwyczaj spokojna. Ani śladu wiatru. Nawet żadne źdźbło trawy, czy liść nie ruszyło się na milimetr ze swojego miejsca. Cały dzień był słoneczny i noc zapowiadała się równie ciepła, czyli w sam raz do spania pod gołym niebem. Mimo tego nie było parno; ziemia nasączona wodą dawała orzeźwiający chłód. Wybrali sobie idealne miejsce na nocleg.
Westchnął głęboko i oparł się o konar drzewa. Poczucie winy dawało o sobie znać.  
Jakim był przyjacielem?
Był obłudnym tchórzem udającym kogoś, kim tak naprawdę nie był nigdy. Doskonale zdawał sobie sprawę, jakie konsekwencję będzie musiał ponieść, jeśli cała prawda wyjdzie na jaw, a kiedyś to może przecież nastąpić, bo przecież nic nie trwa wiecznie. Jakim człowiekiem będzie wtedy w jego oczach?
Słowa, które dziś usłyszał od swojego przyjaciela były na tyle mocne, że teraz nie był w stanie zmrużyć oka przez dobijające go poczucie winy. Ikkaku wyznał mu, że jest z niego dumny. Z tego, jak pokonał przeciwnika. Przecież Madarame nie zdawał sobie sprawy, że użył magii swojego miecza. Tej, której nie powinien przecież mieć, a tym bardziej używać. Jego kompan nie przypuszczał, że ledwo uszedł z życiem i, że tak naprawdę do ostatniej chwili starał się wygrać uczciwie, ale nie dał rady. Ponownie okazał się słabszy i poddał się - znów użył prostszego rozwiązania i zachował się jak tchórz.
Nie mógł nic nikomu powiedzieć, zbyt wiele mógł przez to stracić. Szacunek, honor, a przede wszystkim jedną jedyną, najbliższą jego sercu osobę.
Nie mógł na to pozwolić. Bez niego naprawdę byłby tylko nic nieznaczącą istotą, nic nie istotną częścią historii. Tylko on odkąd pamiętał był przy nim i wspierał go nie zważając na nic.
Ruszali o świcie, a on nadal nie mógł zasnąć. Odwrócił lekko głowę w bok i zobaczył Ikkaku śpiącego nieopodal. Gwiazdy święciły na tyle intensywnie, że bez większego problemu mógł w ich blasku rozkoszować się widokiem śpiącego przyjaciela. Jego klatka piersiowa unosiła się i opadała z każdym oddechem. Dłoń spoczywała na rękojeści miecza, w każdej chwili gotowa do ataku. Nawet przez sen nie tracił swojej czujności. Prawdziwy oddany żołnierz, urodzony przywódca, który bez problemu odnalazłby się w roli kapitana. Jego oczy ukryte pod powiekami, były powalające, a różowe znamiona w ich kącikach sprawiały, że zawsze pierwszą rzeczą, którą robił zaraz po spojrzeniu w jego twarz, było właśnie spojrzenie w te elektryzujące oczy. To jedna z tych rzeczy, które podobały mu się w nim najbardziej. Ponętne usta, które według niego były stworzone do całowania. Piękne ciało: dobrze zbudowany, muskularny, wysoki. Ideał.
Doskonale wiedział, że jest piękny i zasługuje na wszystko, co najlepsze. Jego skóra była delikatna niczym jedwab. A każdy dotyk, którym go obdarzał był niczym muśniecie motyla. Wiedział, że jest w stanie zrobić dla niego wszystko. Mógł zabić, oddać własne życie. Tyle mu zawdzięczał, a w zamian dawał tylko przyjaźń budowaną na kłamstwie. 
Co mógł jednak zrobić?  
Musiał dalej udawać kimś, kim nie jest i nigdy nie będzie.
Mimo obietnic on sam przed sobą przysiągł, że jeśli kiedykolwiek jego przyjaciel będzie w opresji, ten złamie zakaz i uratuje go od śmierć. Potem nawet sam odebrałby sobie życie. Czemu? Bo nie byłby wstanie żyć z poczuciem winy. I ze świadomością, że ten mógłby nim za to gardzić.

Tego był pewny. Nie spodziewał się niczego innego.

Westchnął ciężko i zapatrzył się w niebo. Taki los sam sobie zgotował.
Jednak i tak nie to było najgorsze.
To, co było między nimi... To nie była zwykła przyjaźń, wiedział o tym od samego początku. 
Najpierw wmawiał sobie, że kocha go tylko jak brata, że ta chęć niesienia pomocy jest zwykłym objawem miłości braterskiej - jakże się wtedy mylił. Od samego początku, zawsze, chodziło o coś więcej. Nie tylko o przyjaźń.
Kochał go i nie wyobrażał sobie, by kiedykolwiek zabrakło go u jego boku. Za każdym razem, gdy obserwował walkę Madarame drżał, że strachu. Okropnie bał się, że coś może mu się stać. Jednak zawsze stał posłusznie z boku i obserwował jak Ikkaku z premedytacją daje chwilową przewagę swojemu przeciwnikowi, jak nie daje z siebie wszystkiego byleby tylko dłużej walczyć. Kochał rywalizację, nie zwracając uwagi na konsekwencję.
Czy kiedykolwiek pomyślał o tym jak czuje się jego przyjaciel Yumichika? Jak by zniósł jego śmierć?
Czy w ogóle był by wstanie to przetrwać?
Przygryzł nerwowo wargę i załkał cicho. Jak mógł do tego doprowadzić? Nigdy nie wierzył w miłość, a teraz sam dał złapać się w jej sidła. Zawsze liczyło się dla niego tylko to co widzi. Oceniał ludzi po wyglądzie, jednocześnie gardząc wszystkim, co jego zdaniem było szpetne. 
Ikkaku był przystojny, nigdy nie widział bardziej piękniejszej istoty od niego. Jego wnętrze było równie pociągające, mimo tego, że był gruboskórny i opryskliwy, to dla niego uchodził niemal za chodzący ideał. 
Zaśmiał się na samo wspomnienie o kłótniach Madarame na temat jego fryzury, albo raczej jej braku. Ikkaku był łysy, jednak ilekroć ktoś naśmiewał się z niego, ten się strasznie denerwował mówiąc, że jest dokładnie ogolony, a nie łysy. Irytował się przy tym strasznie. Trudno było powstrzymać atak śmiechu obserwując z boku takową potyczkę słowną. Madarame zawsze stawiał na swoim, reagując na wszystkie docinki. Nikt nie mógł mu się sprzeciwić, a ci, którzy nie zdawali sobie sprawy z konsekwencji swoich słów kończyli marnie.
To właśnie w takim Ikkaku zakochał się Yumichika. Wiedział, że los nie bez powodu skrzyżował ich drogi i połączył po to by razem stworzyli świetną drużynę. To było przeznaczenie.
Minęły lata, miesiące, tygodnie i godziny, od kiedy jest w nim beznadziejnie zakochany, przez ten cały czas próbuje zebrać w sobie siły i wyjawić mu swą miłość. Jednak nadal nic w tym kierunku nie zrobił. Ze strachu. Po takim wyznaniu oczekiwał o wiele większego odrzucenia, niż po tym, gdyby wyznał przyjacielowi prawdę o magicznych zdolnościach swojego miecza. 
Ze skrajności w skrajność.
Nie wiedział czy istnieje cień nadziei na wspólną przyszłość. Wiedział, że on zawsze będzie u jego boku, jednak chciał czegoś więcej. Pragnął tego, ale nie miał pojęcia, co mógłby zrobić w tym kierunku. Jak pchnąć wszystko do przodu? Nie mógł zostawić wszystkiego jak jest. Takie rozwiązanie prowadziło donikąd. A jego popychało ku jeszcze większej rozpaczy.
Ukrył twarz w swoich dłoniach, a dwie kryształowe łzy pociekły po jego nieskazitelnej twarzy. Był załamany, kochał kogoś, o kim nie powinien nawet myśleć w ten sposób. Spojrzał w niebo. Sen nadal nie przychodził. Przeczesał palcami swoje czarne włosy i uśmiechnął się lekko. Woda... Tak. Może, gdy trochę popływa dopadnie go zmęczenie i będzie wstanie przespać się, choć kilka godzin. 
W czasie gdy się rozbierał, Madarame otworzył zaspane oczy, wzrokiem szukając swojego przyjaciela. Gdy nie znalazł go w pobliżu, swoje oczy skierował na brzeg jeziora i tam zobaczył Yumichike, który stał przy brzegu. Chciał coś do niego powiedzieć, spytać co robi, czemu nie śpi, lecz gdy zobaczył, jak leniwym ruchem ściąga z siebie ubranie, zaniemówił i w niemym podziwie obserwował płynne ruchy swojego przyjaciela. Podziwiał każdy odkrywany kawałek jego pięknej skóry.

Reakcja na widok nagiego ciała przyjaciela zaskoczyła jego samego. Oblał go zimny pot, zaschło mu w gardle. Nie był w stanie wydusić z siebie choćby jednego słowa. On, wielki Madarame zaniemówił widząc nagiego mężczyznę i to nie byle kogo. Przetarł oczy i jeszcze raz spojrzał w stronę brzegu. Zobaczył nagi tors Yumichiki i pobladł. Tamten niczego nieświadomy zaczął zrzucać z siebie dolną część garderoby. Ikkaku widząc odsłonięte pośladki zadrżał i poczuł silne napięcie, a po chwili jego członek stwardniał. Madrame załkał cicho, starając się, by przyjaciel nie usłyszał jego cichego jęku.

Delikatnie wsunął dłoń w materiał spodni i objął członka swoimi palcami. Zagryzł nerwowo wargę i jęknął cicho czując przyjemne ciepło rozchodzące się po dolnej części jego brzucha. Lekko poruszał ręką w górę i dół, po całym trzonie. Urwane jęki wydobywały się z jego ust. Starał się zachowywać jak najciszej, by tylko nie został przyłapany. Zerkał nerwowo w kierunku wody, gdzie, co chwilę udawało mu się zobaczyć nagą postać Ayasegawy wyłaniającego się z otchłani wody. Drżał, gdy zobaczył długi rowek między pośladkami. Oczami wyobraźni zobaczył, Aysegwawe, który zaciska dłoń na jego penisie, ustami obejmuje główkę, pieścił ją językiem… Tak, tego pragnął.
W tamtym momencie jeszcze bardziej zacisnął dłoń na trzonie przyspieszając swoje ruchy. Nagle spostrzegł wyłaniającego się z wody towarzysza. Westchnął głęboko, z narastającego podniecenia brakowało mu naprawdę niewiele by sięgnąć spełnienia. Nie mógł zostać przyłapany. Przyłożył kciuk do główki, by jak najszybciej dojść. Ostatnie sapniecie i poczuł, jak ciepłe nasienie rozlewa się na jego dłoni. 

Przymknął oczy. Widział go strzepującego wodę z włosów. Zbliżał się do swojej odzieży, lecz zanim się ubrał, stał jeszcze przez dłuższą chwilę i czekał, aż woda spłynie z jego ciała. Ikkaku obserwował każdą kropelkę wędrującą po linii kręgosłupa, szczególnie upatrzył sobie tą, która na sam koniec ukryła się gdzieś między jego pośladkami. Widok ten spowodował, że mięknący już członek Madarame zaczynał na nowo twardnieć. Spanikowany odwrócił się tyłem do brzegu, tak, by przypadkiem przyjaciel nie mógł zobaczyć jego twarzy, z której wyraźnie dało się wyczytać grymas podniecenia. Ścisnął nogi, by pozbyć się erekcji. Jego myśli krążyły wokół wszystkiego, byleby tylko przestać myśleć o nagim Yumichice. Nie pomagało jednak. Ciche jęknięcia wydobywały się z jego ust, nerwowo przygryzał wargi, by zagłuszyć wydobywające się dźwięki. Za wszelką cenę nie mógł pozwolić na to by Ayasegawa się zorientował, że przez jego nocną kąpiel Madarame się podniecił. W duchu modlił się by ten jak najszybciej poszedł spać. Ikkaku sam chciał wejść do wody i doprowadzić się do porządku.
W tym samym czasie, gdy podniecony leżał z zaciśniętymi zębami, granatowooki zaczął się powoli ubierać.
Jeśli myślał, że pływanie go trochę zmęczy mylił się strasznie, ponieważ teraz był jeszcze bardziej rozbudzony, niż przed kąpielą. Kątem oka obserwował swojego śpiącego przyjaciela. Plecy mu drżały, stękał cicho, co chwilę. Był pewien, że coś mu się śni i stąd te ciche pomrukiwania. Ubrał się wolno i podszedł cicho do przyjaciela. 
Ten słysząc zbliżające się kroki przestraszył się, jednocześnie zaciskając mocniej powieki. Nie mógł dopuścić do tego, by przyjaciel zorientował się, że nie śpi. 
Yuchimika pochylił się nad nim. Kilka kropli wody opadło na jego twarz, a on sam obserwował twarz swojego śpiącego przyjaciela. Ikkaku czując oddech przyjaciela na swoim policzku wstrzymał oddech.
- Śpisz? - zapytał Ayasegwawa.
- Spałem, dopóki coś nie zaczęło na mnie kapać i dmuchać na twarz - burknął Madarame.
- Rzucałeś się przez sen, więc chciałem sprawdzić, co się dzieje.
Ten odwrócił się twarzą do przyjaciela i spojrzał mu w oczy. Zapatrzył się się na jego mokre włosy, które idealnie przylegały mu do twarzy. 
- Wszystko ok, po prostu jest tu gorąco, duszno...
- Wykąp się, ja też tak zrobiłem.
- Widzę - powiedział pokazując palcem wskazującym jego mokre włosy. - Może i masz rację - przyznał mu. Co prawda czuł się nieco lepiej, ale niestety nadal był lekko pobudzony. 
Podniósł się do siadu i powoli zaczął ściągać z siebie ubranie. Gdy odsłonił swój tors ciemnowłosy utkwił swój wzrok na głębokiej bliźnie zdobiącej jego lewą pierś.
- Bolało? - spytał nieśmiało.
Madarame uśmiechnął się przebiegle.
- Wiesz jak kocham rywalizację. 
- Żałuję, że nie było mnie wtedy przy tobie. Gdy usłyszałem o tej walce..., że jesteś ranny... - Uniósł dłoń na wysokości piersi Ikkaku, przyłożył swój palec wskazujący do blizny i przejechał po całej długości szramy. Ten zadrżał czując dotyk na swoim ciele. - Tak blisko serca… Gdyby ostrze wbiło się odrobinę głębiej, moglibyśmy się już nigdy nie zobaczyć - stwierdził.
- Nie myśl o tym, co było. Wiesz, że nie łatwo mnie pokonać.
Yuchimika wyraźnie posmutniał na samo wspomnienie z tamtego feralnego dnia. Otrzymał informację, że Ikkaku został ranny podczas walki. Nigdy nie zapomniał tego, co czuł właśnie w tamtej chwili: potworny strach i rozpacz. Nikt konkretnie nie wiedział, co mu się stało i jak się czuje. Ten fakt jeszcze bardziej dołował Ayasegawe. Niepewność bolała do tego stopnia, że wpadł w depresję. I taki nastrój nie opuszczał go do czasu, aż zobaczył przyjaciela. Całego i zdrowego.
W czasie, gdy ciemnowłosy oddawał się wspomnieniom, Madarame powoli zbliżał się do brzegu. Nie dość, że ledwo doszedł do siebie po widoku nagiego Yuchmiki, to jeszcze dotyk, którym go obdarzył przed sekundą sprawił, że całe jego ciało zaczęło płonąć i naprawdę wystarczyłaby sekunda, żeby ten się na niego rzucił. Musiał się opanować, nie mógł doprowadzić do takiej sytuacji. Schował twarz w dłoniach, a w tym samym czasie jego ciało coraz głębiej zanurzało się pod powierzchnią wody. Chłodny strumień chłodził jego ciało, delikatnie masując delikatną skórę mężczyzny. Próbował jakoś uspokoić swoje skołatane myśli, co nie było do końca łatwe. Ikkaku czuł na sobie przeszywający wzrok przyjaciela, naprawdę mocno przeżywał tą całą sytuację. Nie był wstanie pojąć, co dzieje się z jego ciałem, a może podświadomie zawsze towarzyszyło mu to uczucie tylko skutecznie kumulował je w sobie przez ten cały czas. Prawdą było, że od zawsze podziwiał, Ayasegwawe, imponowało mu jego poczucie własnej wartości, to jak odnosił się do swoich przeciwników, był znakomitym żołnierzem, który skutecznie eliminował każdego, kto stanął na jego drodze. Zimny i nieczuły dla wrogów, jednocześnie tak uroczy i delikatny dla niego. Jego wrażliwość była rozczulająca, sprawiała, że jego gruboskórna natura uciekała gdzieś daleko na ten czas, gdy byli razem. Jego samego bardzo to zastanawiało. Fakt byli przyjaciółmi, czy jednak tylko przez to zmieniał się diametralnie w ciepłą owieczkę? 
Zanurzając się w wodzie zdał sobie sprawę, że miłość, którą czuje do przyjaciela jest czymś więcej niż tylko braterskim przywiązaniem, czymś o wiele więcej... Kochał go. Kochał Yuchimike Ayasegwawe. Pragnął jego dotyku, marzył o spróbowaniu jego skóry, ust i zbadaniu całej struktury ciała, jego ciepłego wnętrza...
Energicznie potrząsnął głową, by w ten dziecinny sposób wyzbyć się uporczywych myśli. Na próżno. Obejrzał się za siebie i zobaczył go siedzącego pod drzewem, wpatrzonego w niego jak w nie wiadomo, jakie bóstwo. Zagryzł nerwowo wargę. Czuł się potwornie głupio; jego zachowanie było niedopuszczalne, z czego doskonale zdawał sobie sprawę. Zacisnął dłonie w pięść i leniwymi krokami powoli wychodził z wody. Przysiadł przy brzegu założył bieliznę i ruszył w kierunku miejsca gdzie siedział jego towarzysz.
- Lepiej? - spytał Yuchimika.
- Powiedzmy.
- Ja też nie mogę spać - wyznał granatowooki po dłuższym milczeniu.
Spojrzeli na siebie ukradkiem i wymienili lekkie uśmiechy.
- Jesteśmy niczym bracia.
- Taa.... Bracia - szepnął Madarame i odwrócił twarz. 'Bracia' - to słowo było jak uderzenie w policzek. Był dla niego tylko bratem, a on głupi pokochał go całym sobą. 'Zacznij myśleć racjonalnie ty cholerny idioto' - skarcił się w myślach.
- Coś nie tak? - zapytał.
- Nie, wszystko w porządku - bąknął.
Nie mógł znieść cierpienia, które ogarnęło jego ciało. Czemu on to powiedział? Czemu musiał tak bardzo cierpieć? 
- Powiedziałem coś złego? Przecież widzę, że coś się stało - upierał Yuchimika.
Pochylił się w stronę przyjaciela i nieśmiało dotknął jego dłoni. 
Widząc brak reakcji uznał to za pozwolenie, więc ujął ją w swoje i delikatnie uniósł do góry, po chwili dłonie były delikatnie i czule całowane przez granatowookiego.
- Znam cię od dawna, więc wiem, kiedy coś cię gryzie. Dlatego proszę: nie okłamuj mnie.
Ikkaku wstał wyrywając przy tym niechętnie swoją dłoń z ciepłego uścisku żołnierza.
- Teraz nagle się mną interesujesz? Może powiesz, czemu nie sypiasz po nocach i wiecznie jesteś zamyślony? Myślisz, że tego nie widzę, że jestem ślepy?
Yuchimika podszedł do przyjaciela i spojrzał głęboko w jego czarne oczy. Widział w nich ból, zawód i wściekłość. 
- Naprawdę chcesz wiedzieć?! - krzyknął w stronę Madarame.
Nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź, złapał go mocno za ramiona i przyciągnął do siebie. Stykali się nosami, patrząc przy tym sobie głęboko w oczy.
- Ty jesteś głównym powodem - szepnął. Ciepły oddech owiał usta czarnookiego. 
- Ja? - spytał nieśmiało.
Ten, nie zbaczając na konsekwencje, zamiast odpowiedzi mocno przytulił się do przyjaciela, chowając twarz w zagłębieniu jego szyi. 
- Za każdym razem, gdy walczysz tak bardzo się boję, że coś pójdzie nie tak - widząc zdziwienie w oczach przyjaciela ciągnął dalej. - Modlę się by nic ci się nie stało. Jednak stoję jak pies i patrzę, jak zadajesz cios za ciosem. Zdajesz sobie sprawę z tego jak wtedy się czuję?
Po tej wypowiedzi nastała chwila ciszy.
- Wiem, bo czuję dokładnie to samo obserwując twoją walkę - wyznał Ikkaku.
Yuchimika podniósł zdziwione oczy, które czujnie obserwowały twarz swojego ukochanego.
Był tak poruszony wyznaniem, że jedyne, co był wstanie zrobić to stać jak sparaliżowany.
Madarame korzystając z okazji przyciągnął swoją sympatię bliżej siebie i zaczął składać łapczywe pocałunki na jego ustach. Ayasegwawa z początku zaskoczony nagłym pocałunkiem, rozszerzy oczy ze zdziwienia, ale wystarczyła sekunda by z równym zaangażowaniem zaczął oddawać pieszczotę, którą był obdarowywany. Rozchylił lekko usta nie omieszkając wcześniej zahaczyć swoim językiem o język czarnookiego. Ten na tak czuły gest zareagował jęknięciem wprost w jego usta. Wplótł palce w jego włosy. Zaczęli jeszcze bardziej napierać na siebie swoim rozpalonymi do granic możliwości ciałami. Po kilku minutach namiętnych pocałunków, opadli na ziemię. Ich dłonie zaczęły nieśmiało badać swoje ciała. Po raz pierwszy mieli taką okazję, więc chcieli ją wykorzystać do granic możliwości. Powolnymi, leniwymi ruchami poznawali każdy najmniejszy szczegół. Oboje czuli ogromne pożądanie. Byli wręcz pewni, że za chwilę eksplodują z nadmiaru podniecenia. Szczęśliwi, że w końcu mogą, choć przez krótką chwilę, cieszyć się swoją bliskością, dotykiem, smakiem i zapachem. Obdarowywali siebie nawzajem najczulszymi gestami, na jakie było ich stać. Z początku nieśmiałe ruchy, później z każdym kolejnym dotknięciem rozgrzane ciała stawały się coraz bardziej śmielsze: delikatne badanie intymnych miejsce było dla nich spełnieniem marzeń. W głębi serca modlili się, by ta przyjemność nigdy nie miała końca. By była wieczna. Oderwali się na chwilę od siebie, żeby złapać oddech, którego tak bardzo im brakowało po przepełnionych pożądaniem pocałunkach.
Madarame podniósł dłoń i dotknął jedwabiście gładkiej skóry twarzy swojego ukochanego. 
- Jak długo to trwa? - spytał czarnooki.
- Co trwa? - zdziwił się. 
- Te ukradkowe spojrzenia w moją stronę. Czy to jest to, co myślę? - spytał pieszcząc opuszkiem palców nabrzmiałe usta Ayasegwawy. 
Mężczyzna spojrzał w twarz, Ikkaku swym granatowym okiem i westchnął z ulga. Przez chwilę myślał, że wszystko się wydało, że ten dowiedział się o wszystkim, a karą za zdradę było poniżenie go. Bał się, że mógł zostać uwiedziony i wykorzystany. Nadal nie dochodziło do niego to całe szczęście, którego doświadczył chwilę wcześniej.
Jako oszust i facet kochający innego mężczyznę mógł zostać skazany na szereg obelg i samotność. Wykluczony ze społeczeństwa. Dłoń wędrującą po jego twarzy paliła mu skórę, nigdy nie czuł do nikogo niczego równie pięknego, a zarazem zakazanego. Madarame skradł mu serce i doskonale zdawał sobie sprawę z faktu, że nie ma odwrotu. 
Mimowolnie wtulił się w jego rękę, by w ten sposób wyrazić swoją aprobatę dotyczącą czułych pieszczot, którymi był obdarowywany.
- Tak Ikkaku. Kocham cię i niestety nie jestem wstanie zlekceważyć tego uczucia. Przysłoniłeś mi cały świat. Teraz możesz zdecydować, co zrobić dalej.
- Jeszcze masz jakieś wątpliwości? Myślisz, że gdybym nic do ciebie nie czuł, to odwzajemniłbym twój pocałunek? - wyszeptał uśmiechając się przy tym zawadiacko. 
Yuchimika pokręcił przecząco głową i uśmiechnął się lekko. Spadł mu ogromny kamień z serca, a strach, który obezwładnili go kilka minut temu odszedł w zapomnienie.
Otoczył Madarame swoimi ramionami i mocno się w niego wtulił.
- Dziękuję - szepnął na ucho ukochanemu. 

- To ja ci dziękuję za to, ze mogę cię kochać.

Ciepły oddech owiał kawałek nagiej skóry mężczyzny. Uśmiechnęli się do siebie w geście porozumienia i kolejny raz złączyli swoje spragnione pieszczot usta. 
Sprawnymi ruchami doprowadzali się do ekstazy, ich ruchy, gesty i dotyk idealnie współgrały ze sobą tworząc idealną aurę między swoim ciałami. Ciche, urwane jęki przyjemności, którymi obdarowywali się nawzajem były dla nich najpiękniejszą melodią, jaka mogliby się w tamtym momencie nawzajem obdarzyć. Zachłannie, pełnymi garściami czerpali siebie nawzajem. Nie było im siebie mało, ciągle czuli niedosyt, a smak skóry był tak wielką słodyczą, że skosztowanie jej potęgowało tylko apetyt na jeszcze więcej. Ból pomieszany z pożądaniem w czasie, gdy pierwsze palce znalazły się we wnętrzu Yuchimiki. Niezapomniane uczucie czuć pulsującą męskość w sobie, czując te narastające napięcie, którego punktem kulminacyjnym będzie największy szczyt rokoszy z osobą, którą kochasz nad życie. Upragniony orgazm wstrząsnął ich ciałami przyozdobionymi krystalicznymi kropelkami potu… 
Opadł na jego klatkę piersiową, by pozwolić uspokoić swoje ciało po przebytym orgazmie. Delikatnie pocałował skroń Ayasegawy i uśmiechnął się lekko. Ikkaku zdążył tylko zobaczyć opadające powieki swojego kochanka. Wtulił się w jego bok, a po paru minutach jego spokojny oddech zakomunikował sen granatowookiego. 
Ikakku przetarł oczy i spojrzał na tafle wody. Mimo lekkiego zmęczenia sen nadal nie nadchodził. Wyswobodził się z uścisku ukochanego starając się go nie obudzić. Podszedł do brzegu i popatrzył czule na wschodzące słońce, mieli jeszcze godzinę. On miał nockę z głowy, ale cieszył się, że jego kochanek, choć troszkę odpocznie po upojnej nocy. Ubrał się i przysiadł opierając się drzewa, tego samego, przy którym siedział Yuchimika kilka godzin wcześniej.
Ukochany Ikkaku nie zdawał sobie sprawy, że jego najcenniejsza, głęboko skrywana tajemnica, wcale już nie jest już tajemnicą. On wszystko wiedział, kilka nocy temu udawał tylko, ze śpi. Tak naprawdę słuchał szlochu Ayasegwawy, który tak bardzo go bolał. Chciał go pocieszyć, jednak chęć poznania powodu jego rozpaczy okazała się silniejsza, dlatego ze stoickim spokojem czekał przysłuchując się cierpieniu przyjaciela. 
Opłacało się. Nad ranem usłyszał kilka słów, z których zrozumiał wszystko. Yuchimika posiadał miecz z taką mocą, o której nikt nie powinien wiedzieć.
Co czuł?
Z początku był to szok. Jednak mimo tego z jego strony nie było cienia rozczarowania czy zdrady. Sam nie był pewny jakby się zachował, będąc na jego miejscu. Po poznaniu prawdy nie miał w sobie krzty nienawiści dla przyjaciela. Ani nawet żalu za niepowiedzenie mu prawdy. Zawsze, od samego początku darzył go dozgonną, wieczną i szczerą miłością. Nie było takiej rzeczy, której by nie był wstanie mu przebaczyć.
Postanowił milczeć, udawać, że nic nie wie. 

Obiecał przed samym sobą, że za wszelka cenę będzie chronić jego tajemnicy. Z boku. Będąc w ukryciu.

Czemu?
Ponieważ kochał Yuchimike Aysegwawe całym serce i nikt, i nic nie było wstanie tego zmienić.


4 komentarze:

  1. Kyaaa~! A więc z tego względu, że miałam tutaj jakiś swój mały udział to pozwolę sobie skomentować!
    A więc najpierw życzenia dla cudownej i niezastąpionej Levi, która skradła moje serduszko. Wszystkiego najlepszego, dużo zdrowia, szczęścia i miłości, no i niezastąpionej przyjaźni! Żebyś zawsze się uśmiechała, miała pełno weny i czasu na użeranie się ze Syśką *hehehe ♥ * Jeszcze raz wszystkiego najlepszego Unnie~! ♥
    A co one shota, to już wcześniej pisałam Syśce, że jest uroczy, więc nawet nie będę się rozpisywać, bo to będzie bezsensu ;D
    HappyLeviDay~! ♥♥♥ / Kummie

    OdpowiedzUsuń
  2. OMFG aletopiękneomnomnom*.*
    Obrazek uroczy, że się pochwalę ambitniejszym słowem niż “słodki“ =^.^=
    I to się nie nadaje na one-shota, bo to wymaga kontynuacji :-[
    Dokładnie ogolony, mhmm, mój brat też tak twierdzi, a ja twierdze, że łysa pała :-D
    *******
    Levi, najnajnajlepszego, zdrowia, szczęścia, mnóstwa weny, pomysłów, kpopu, KyuMin‘a, yaoi, cudownych prezentów, wielkiego tortu, zdmuchnij wszystkie świeczki, 100 lat, 100 uśmiechów, 100 wielbcieli i spełnienia wszystkich marzeń :**********

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję dziewczyny za życzenia :D Miło mi się zrobiło czytając Wasze komentarze pod tą notką. Też sobie życzę dużo weny, yaoi, KyuMin, kpop'u i jeszcze ze swojej strony dołożę dużo nowych i ciekawych mang i anime.
    A co do prezentu Syśki to ona wie, że mi się podobał z małymi wyjątkami. Po pierwsze za krótki, po drugie za mało seksu, a po trzecie szkoda, że w tak krótkim czasie to wszystko się działo. Poza tymi małymi mankamentami wszystko inne było piękne, urocze i cudowne. Więcej takich.
    Levi ;*
    PS. Syśka jeszcze tego nie wie ale mam zamiar ją zmusić do napisania czegoś jeszcze z Bleach lub innej mangi XD

    OdpowiedzUsuń
  4. Zacznę od tego, że KOCHAM ten paring i ogólnie bleachowskie klimaty! <3 Uczucia Yumichiki są genialnie opisane, ruszyły mnie bardzo.
    To było przeznaczenie, dokładnie!
    Niby tematyka oklepana - kocha kogoś, kogo nie powinien, ale tak cudnie jest przedstawione, że nie można się czepiać .-.
    Mmmm, zboczony Madarame <3
    Jejuuuu, oni są słodcy. Po co tyle podchodów >.< (wczułam się :')
    To było cudne po prostu,nie będę się rozpisywać, bo to nie ma najmniejszego sensu.
    Daję 10/10!
    Weny ~~~

    OdpowiedzUsuń