Witajcie serdecznie kochani, mam dla Was mały one shot z Dramione. Był bardzooo długo pisany. Dotrwałam jednak. Pozdrawiam.
Syśka
Syśka
Dwadzieścia minut spóźnienia! Co za bezczelny typ.
Hermiona nerwowo przechadzała się po sklepie z magicznymi dowcipami
Weasley.
Po śmierci Freda, George oddał całe pełnomocnictwo Ronaldowi i
wyjechał z kraju.
Od pół roku została sama. Ronald zostawił ją i przepadł jak kamień w
wodę.
Zaraz po ślubie zajęła się domem, a później dziećmi. Nie pracowała.
Długi ciągły się za nią, zalegała z czynszem i rachunkami. Wierzyciele
upominali się o swoje pieniądze, a ona nie mając wyjścia postanowiła sprzedać
ostatnią rzecz, która została jej po związku z Ronem.
Tydzień temu z Hermioną skontaktował się prawnik z propozycją
ugodowego rozwodu. Zgodziła się. Z dokumentami rozwodowymi otrzymała również
akt własności mieszkania oraz sklepu.
Przeprowadziła się z dziećmi do mniejszego domu, a właśnie teraz
chciała pozbyć się sklepu. Jednak nadal czekała na potencjalnego kupca.
Gdy zrezygnowana chciała wyjść usłyszała jak ktoś wchodzi do środka.
To co ujrzała wywołało u niej nie mały szok.
- Malfoy czekam na kogoś, możesz stąd wyjść?
Blondyn z uśmiechem pomachał jej Prorokiem Codziennym tuż koło nosa.
- To twoje ogłoszenie prawda? - spytał wskazując palcem na rubrykę
'ogłoszenia'. Kobieta zagryzła nerwowo wargę.
- Twoje milczenie świadczy o jednym, więc jak będzie? Oprowadzisz
mnie? - poprosił arystokrata.
Westchnęła zrezygnowana i udała się w głąb sklepu pokazując mu
wszystkie pomieszczenia, oraz mieszkanie na górze. Krępowała ją cała sytuacja,
w której się znalazła.
Po piętnastu minutach z ulgą przyjęła fakt, że to koniec całej szopki.
Miała dość oprowadzania Malfoya, mimo iż był miły i nie wywyższał się to jakoś
nie miała ochoty przebywać z nim dłużej niż to konieczne.
- Nie mam zastrzeżeń, co do tego miejsca i bardzo mi się tu podoba -
wyznał na koniec.
Hermiona kiwnęła głową.
- Jesteś pewna, że chcesz to sprzedać? Nie szkoda ci? - dopytywał się.
- W dodatku chcesz za sklep śmieszne pieniądze. Zdajesz sobie sprawę z tego, że
ta nieruchomość jest warta o wiele więcej?
- Potrzebuje szybko pieniędzy - wyszeptała po dłuższej chwili.
Blondyn zmarszczył brwi i spojrzał na nią podejrzliwie.
- Masz długi? - spytał.
Kiwnęła głową.
- Gdzie Wesley? - dopytywał się.
Patrzył na nią - tak przygaszoną i w jednej chwili zrozumiał wszystko.
- To jak spisujemy umowę? - burknęła.
- Mam lepszy pomysł. Pomogę ci poprowadzić ten sklep, a za pieniądze,
które ci dam za udziały spłacisz swoje długi - skończył.
Widząc brak jakiejkolwiek odpowiedzi zaczął ciągnąć dalej.
- Uwierz, sprzedaż tego sklepu będzie większym błędem niż twój związek
z Weasley.
Podszedł bliżej i włożył jej za ucho jeden z niesfornie opadających
kosmyków włosów.
- Przemyśl to - poprosił.
A wychodząc zostawił swoją wizytówkę.
Po ciężkim dniu siedział w gabinecie w swojej rezydencji. Zastanawiał
się nad dzisiejszym dniem.
Ciekawiło go czy Hermiona przyjmie jego propozycje. Sam nie wiedział
dokładnie, czemu, ale bardzo zależało mu na tym by jej pomóc.
Sięgnął po telefon z zamiarem skontaktowania się z nią, w tej samej
chwili aparat zaczął wibrować mu w dłoni. Widząc na wyświetlaczu nieznany numer
od razu domyślił się, kto dzwoni, więc z uśmiechem wcisnął guzik z zieloną
słuchawką.
- Draco... - usłyszał jej głos po drugiej stronie.
- Tak...?
- Zgadzam się - odparła ku wielkiej uciesze blondyna.
*Rok później*
Patrząc wstecz, Hermiona nie żałowała swojej decyzji. Przyjmując pomoc
od Dracona zyskała o wiele więcej niż przypuszczała. Gdy Hugon miał zapalenie
ucha, to on był przy niej, pomagał i wspierał.
Tego dnia miała dość sporo na głowie. Umówiła się a Ginny na kawę,
potem planowana inwentaryzacja w sklepie, na szczęście Draco obiecał jej pomóc.
Mimo iż byli wspólnikami, dogadywali się wspaniale. Draco nie ingerował w
decyzję kobiety, czasem tylko udzielał przyjacielskich rad. Zawsze przy niej,
gotowy w każdej chwili nieść pomoc. Miło było mieć kogoś u boku, osobę, która
nie oceniała cię z perspektywy uczuć Rona. ‘Musiała go skrzywdzić, cos mu nagadać’.
Czasem robiło jej się nie dobrze od tego typu pogadanek. Co z tego, że zostawił
jej dom i sklep? Chociaż tu zachował się odpowiednio. Tylko, czemu ją do licha
zostawił? Nie potrafiła odpowiedzieć sobie na to pytanie. Tylko Ginny nie
broniła brata, przeczuwała, że coś przede mną ukrywała. Jednak nigdy jej nie
zapytała wprost czy coś wie. Zdawała sobie sprawę z tego, że jest jej równie
ciężko, wstydziła się zachowania brata. Tylko na nią mogła liczyć. I na Draco.
Było już po południu, gdy przekraczała próg swojego mieszkania,
stęsknione dzieci natychmiast padły jej w ramiona, po krótkiej rozmowie z
maluchami udała się do swojego pokoju. Dosłownie parę minut na to by się
odświeżyć, za pół godzinki miała zjawić się Ginny na umówione pogaduchy przy
kawie. W błyskawicznym tempie wzięła prysznic i przebrana w wygodny dres wyszła
z pokoju.
W salonie czekała na nią już Ginny, otoczona jej dziećmi, swoim oraz
jej. Uśmiechnęła się na ten przesłodki widok.
- Pięknie wyglądacie - zaśmiała się. – Gdzie pani Gracy?
- Aaa poszła do domu jak mnie zobaczyła. – Odpowiedziała na jednym
wydechu, nadal nie przerywając zabawy z dziećmi.
- Co? – Jęknęła. – Jestem umówiona z Draconem w sklepie za godzinę. –
Co ja zrobię z dzieciakami? - burknęła przysiadając na fotelu i opierając czoło
drobnymi dłońmi.
- Spoko, posiedzę z nimi. Tylko najpierw chciałabym z tobą porozmawiać
Miona. – Uspokoiła ją.
- Jesteś kochana, no to, choć zrobię ci tą obiecaną kawę i pogadamy. –
Odpowiedziała idąc w kierunku kuchni.
Ginny ruszyła zaraz za przyjaciółka, a dzieciaki wzięły się za
oglądanie bajek.
- Ta telewizja psuje im mózgi. – Stwierdziła Ginny siadając przy
kuchennym stole. Po chwili Hermina do niej dołączyła.
- Tak, ale za to masz tą godzinkę dla siebie, dzieciaki od rana mają
inne zajęcia to wieczorem godzina jest wskazana. – Ucięła.
- Ale… - Zaczęła rudowłosa.
- Ale ty przed laptopem przesiadujesz. - Odbiła piłeczkę. – Powinnaś
sprawić sobie telewizor i podciągnąć kablówkę, teraz życie czarodziei nie różni
się niczym od mugoli.
- Harry ma inne zdanie… - Odparła nieśmiało.
- No tak, mogłam się domyślić, te jego stare nawyki…, Co u niego? –
spytała.
- Bez zmian, niestety.
- Nadal sądzi, że to przeze mnie Ronald odszedł? – Upewniła się.
- Mionka, oni byli przyjaciółmi, Harry się załamał po jego zniknięciu…
- Broniła męża.
- Gin, ja też byłam jego przyjaciółką! i jak mnie potraktował? Myśli,
że mi było lżej po jego zniknięciu? – Zdenerwowała się.
- On wie, tylko po upadku Voldemorta stał się bardziej podatny na
zranienia, musze uważać, co przy nim mówię. – Tłumaczyła.
Hermiona pokiwała głową ucinając przy tym temat. Nagle z salonu
dobiegł dźwięk telefonu, starsza z kobiet wstała kierując się po niego.
- Tak? … Już tak późno, ok. już jadę, słucham? Porządku, to czekam do
zobaczenia, pa. – uśmiechnęła się, rozłączając telefon.
- Już wychodzisz? – spytała Potter.
- Przyjedzie po mnie - odpowiedziała. – To posiedzisz z dziećmi? Może
przenocujesz? – zapytała.
- Jak jest między wami?
- Miedzy mną, a Draco? – upewniła się i odwróciła tyłem od
przyjaciółki, pod pretekstem przeszukania torebki. Cieszyła się, że kobieta nie
widzi rumieńca na jej twarzy.
- Tak, przecież zbliżyliście się do siebie, spędzacie czas… - Nie
dawała za wygraną.
- Nic miedzy nami nie ma, pomaga mi to wszystko. – skwitowała.
Ginny otworzyła buzię z pewnością chcąc cos powiedzieć, ale
uniemożliwiło jej to uporczywy klakson samochodowy. Hermina podeszła do okna.
- Tak to on. – Upewniła się zadzierając firankę. – Kochana… - zwróciła
się do przyjaciółki. – W lodówce są klopsy i sos, częstujcie się -odała, i
złapała płaszcz oraz torebkę z wieszaka.
- Poczekaj jeszcze moment. – poprosiła Ginny.
- Dawaj, byle szybko - kazała, jednocześnie nakładając adidasy na bose
stopy.
Ginny zacisnęła pięści i spytała nerwowym głosem.
- Kochasz jeszcze Rona?
Spojrzała na nią, stojąc przez chwile całkiem nieruchomo.
- Czemu o to pytasz?
- Odpowiedz - nalegała.
- Nie wiem, chyba nie… - zapewniła. – A teraz wybacz, ale uciekam,
pogadamy jak wrócę.
Ucałowała rudą w oba policzki i wyszła na zewnątrz.
Przed domem czekał już na nią Draco. Ubrany w Czarne rurki oraz szara
bluzę, wyglądał niemal jak nastolatek. Opierał się o swój wóz i patrzył na nią
z lekkim uśmiechem.
- Lubisz jak muszą na ciebie czekać? – zaśmiał się, jednocześnie
otwierając jej drzwi.
- Ginny mnie zagadała. – Bąknęła, wsiadając do samochodu. Draco
zamknął drzwiczki i usiadł po stronie kierowcy.
- Coś nie masz dziś humory - powiedział smutnym głosem.
- Nie chcę o tym gadać teraz, marze o tym by ten dzień jak najszybciej
się skończył i żebym mogła się w końcu położyć. – wyjaśniła.
- W takim razie jedziemy - odparł i ruszył z piskiem opon.
Dojazd na miejsce przebiegł im w dość krępującej ciszy. Hermiona wciąż
miała w głowie ostatnie pytanie zadane przez byłą szwagierkę. Jak mogła kochać
mężczyznę, który zostawił ją bez słowa? Samą z dziećmi i masą długów?
Oderwała się z ponurych myśli i spojrzała na profil Draco, który w
pełnym skupieniu prowadził auto.
Wiedziała, że wiele mu zawdzięcza. Nie chciała nawet wyobrażać sobie,
co by było z nią i dziećmi gdyby nie stanął tego pamiętnego dnia w drzwiach jej
sklepu.
- Dziękuję Draco. - Powiedziała nagle.
- Za co?
- Że jesteś. - Draco nie zdążył jej już odpowiedzieć, bo podjechali na
Pokątną.
- Masz klucze? - spytał
- Zaraz gdzieś, tu powinny być - odparła grzebiąc w torebce.
- Są. - odparła wesoło. Podeszła do drzwi, lecz jej dłoń trzymająca
klucz spotkała się z dłonią Dracona.
- Ja otworze. - Powiedział, a jego dłoń subtelnie przez ułamek sekundy
dotykała jej.
Spodobało jej się to uczucie, fala pozytywnych emocji przeszła przez
jej całe ciało. Czego wynikiem były szkarłatne rumieńce na jej bladych
policzkach. Spojrzała na niego, gdy mocował się z drzwiami, a opadająca jasna
grzywka na jego oczy była dla niej mocnym pretekstem do dotknięcia tych
miękkich włosów. Nie zastanawiając się dłużej wyciągnęła rękę w jego kierunku,
jednak w tym samym momencie zamek puścił i Draco zrobił krok do przodu, w
wyniku, czego jej dłoń spotkała się jedynie z zimnym powietrzem.
Zawstydzona szybko cofnęła rękę, w obawie, że Draco zauważy jej
zakłopotanie. Weszła w głąb sklepu zaraz za wspólnikiem.
Pracowali w milczeniu, dopóki zegarek nie wskazał godziny 22:00.
- Musimy się zbierać. Zaraz dzieci będą się kładły spać - powiedziała.
- Hermiono zanim pójdziemy, chcę cię o coś spytać. Moglibyśmy się
spotkać w weekend? Chciałbym zabrać ciebie i dzieci na piknik... - spojrzała w
jego stalowe oczy z nadzieja, że wyczyta z nich intencje blondyna. Ten patrzył
na nią błagalnym spojrzenie, a na jego ustach wyraźnie dało się dostrzec
zdenerwowanie i niepewność.
- Jasne - odpowiedziała, nie chcąc go dłużej trzymać w niepewności.
Wtedy stało się nie możliwe. Draco złapał ją z rękę i przyciągnął do
siebie. Po chwili zatopił się w ich rozkosznych ustach, Hermiona z początku
zaskoczona, po chwili jednak zaczęła oddawać łapczywie pocałunki. Mężczyzna
naparł na nią swoim ciałem jednocześnie zmuszając ją do oparcia się o blat
biurka, ciekawskie dłonie wylądowały na pośladku zaciskając go lekko. Dłoń
sunęła po udzie kobiety. Oboje sapali mocno, ocierając się o siebie, wilgotny
język byłego ślizgona zachłannie smakował skórę linii szczęki kobiety, którą
miał pod sobą. Zatracili się w sobie. Niestety dzwoniący telefon skutecznie
sprowadził ja do rzeczywistości. Oderwała się od niego leniwe, natychmiast
sięgając po aparat.
- Tak? - Spytała drżącym głosem.
- Hermiono, on....
bip, bip, bip...- Z odraza spojrzała na przygaszony ekran.
- Bateria padła. - Wyjaśniła osłupiałemu Draconowi.
- Kto dzwonił? - spytał.
- Ginny... Coś mi chciała powiedzieć. Lepiej wracajmy do domu. -
Powiedziała łapiąc płaszcz i torebkę. Pragnęła znaleźć się w domu i spróbować
zapomnieć o tym, co jeszcze chwilę temu miało miejsce, na przekór sobie i jemu
nie zwracała uwagi na smutne spojrzenie Malfoya.
Nagle drzwi sklepu otworzyły się.
W progu stanął dobrze zbudowany i wysoki mężczyzna, nieco blady z
niewyraźnym spojrzeniem.
- Ronald, co ty tu robisz?
--
- Chciałem porozmawiać, ale widzę, że trafiłem nie w porę - odparł
wskazując skinięciem głowy na Dracona.
Blondyn zacisnął dłonie w pięść i wziął głęboki oddech. Zdawał sobie
sprawę z tego, że jego dyskusję nie będą miały sensu.
Hermiona stała jak zahipnotyzowana, wyraźnie zaskoczona obecnością
byłego męża. Zresztą nie tylko ona. Ronald był według nich ostatnią osobą,
którą mogli właśnie teraz zobaczyć, a jednak stał tu, naprzeciwko nich i
bacznie obserwował te dwójkę.
- Pracowaliśmy - wyjaśnił Draco.
Spojrzał na Hermione, która nadal stała osłupiała. Biedna nie była
wstanie cokolwiek z siebie wydusić. Widok mężczyzny, z którym spędziła wiele
lat życia na pewno nie był jej obojętny. Mieli dwójkę dzieci, a po za tym nigdy
nie dowiedziała się, czemu tak naprawdę ich zostawił.
- Hermiono czy możemy chwilę porozmawiać? Ale na osobności - dodał
szybko.
Spojrzała na niego niepewnie i pierwszy raz odkąd tu wszedł spojrzała
w jego oczy. Choć naprawdę chciała coś powiedzieć nie była wstanie wydusić z
siebie słowa.
- Ona nie chce z tobą rozmawiać - bąknął były ślizgon. Rudzielec
zmierzył go wzrokiem i prychnął.
- Moja żona z pewnością sama jest wstanie za siebie odpowiadać.
- Była żona - warknął Draco. Naprawdę nie chciała dać się wyprowadzić
z równowagi, ale naprawdę nie był wstanie pohamować niechęci i strachu przed
nim. Bał się. Wieprzlej wrócił i wszystko, co budował przed ostatni rok legnie
w gruzach. Hermiona nie śmiała się nawet odezwać. Zdenerwowany nachalnością
mężczyzny, podszedł do niego i niemal wypchnął po drzwi.
- Jak śmiesz mnie wyrzucać? - spytał z wyrzutem.
- To także mój sklep, a ta o to tutaj kobieta nie ma najmniejszej
ochoty z tobą rozmawiać. - Niemal, że krzyknął.
- Twój? - Spytał głupio.
- Jestem współwłaścicielem.
Ron spojrzał na nią.
- Oddałaś mu połowę udziałów?
- Mam czterdzieści procent, a masz z tym jakiś problem?
- Hermiono musimy porozmawiać - spróbował ponownie Weasley.
- Czego ty od niej chcesz? Zostawiłeś ją z długami i małymi dziećmi!
Czego ty teraz od niej oczekujesz? - Zdenerwował się Malfoy.
- Zostawiam ci swoją wizytówkę Mionka, proszę odezwij się. - Poprosił.
Kobieta spojrzała na niego i sięgnęła po mały kartonik.
Chwilę później po jej byłym mężu nie było już śladu. Zostali zupełnie
sami, a niezręczna cisza była wręcz dobijająca.
Hermiona nadal kurczowo trzymała wizytówkę, co nie uszło uwadze
Malfoya.
- Chyba powinienem cię odwieść do domu - przerwał niezręczną ciszę.
Hermiona wstała bez słowa, zabrała swoje rzeczy i wyszła ze sklepu.
Całą drogę oboje milczeli. Dopiero pod domem, gdy Draco zaparkował,
Hermiona zebrała się na odwagę, by się odezwać.
- Chciałam ci podziękować za to, że wstawiłeś się za mną. Ja naprawdę
nie wiedziałam, co powiedzieć.
- Nie musisz dziękować. - Jego wspólniczka odpięła pasy i złapała za
klamkę.
- Zaczekaj. - zatrzymał ją.
Spojrzała na niego uważnie i zastygła z dłonią przy drzwiach.
- Czy teraz wiesz, co zrobić?
- Nie, mam mętlik w głowie. Zresztą nie wiem, czego chce.
- Nie wiesz? - zdziwił się. - Chcę powrotu. To chyba oczywiste.
- A dzieci?
- Teraz mu by się o nich przypomniało? - zadrwił. - A co robił
wcześniej?!
Ta skuliła się od jego krzyku i odwróciła wzrok.
- Myślisz, że o tym nie myślę? - spytała przez łzy. Draco złapał za
kierownicę i ścisnął ją mocno, tak, że pobielały mu knykcie. Czuł się bezsiły.
Wewnątrz kipiał ze złości. To przez Rona ona płakała, a on w jednej chwili
stracił wszystko, na co tak bardzo pracował, przez ostatni rok, a mianowicie
swoje relacje z Hermioną.
Jeszcze godzinę temu była gotowa mu się oddać przy regale w sklepie, a
teraz bał się dotknąć jej dłoni.
Spojrzał na jej zapłakane oczy i czerwone usta od przygryzania ich
zębami. Zrobiło mu się okropnie jej żal. Miał ochotę objąć ją i nigdy już nie
wypuszczać.
Odważył się położyć swoją dłoń na jej i lekko ścisnąć.
- Hermiono. Czy jutrzejszy piknik jest aktualny? - Spytał z nadzieją.
- Postaram się - Spróbowała się uśmiechnąć.
- Rozumiem - pokręcił głową.
Ta spojrzała w jego niebieskie oczy, a wspomnienia sprzed godziny
wróciły do niej niczym bumerang. Doskonale wiedziała, że właśnie w tej chwili
ważą się jej dalsze losy. Jeśli go teraz wystawi może być pewna, że dumny
arystokrata już nigdy nie spróbuje się do niej zbliżyć. A Ronald... Przede
wszystkim nie miała pojęcia o jego zamiarach. Była pewna tylko tego, że ją
zostawił samą na pastwę losu i bez mrugnięcia okiem mógł to zrobić ponownie.
- Przyjedź po nas o jedenastej - szepnęła, po czym szybko wysiadła z
auta. Jeszcze przed drzwiami odwróciła się w stronę ulicy, a jej wzrok
skrzyżował się z tym blondyna. Jego oczy śmiały się wesoło, a buzia pokazywała
szereg śnieżnobiałych zębów.
Złapała za klamkę i lekko popchnęła drzwi. Wchodząc do środka niemal
natychmiast jej uwagę przykuło palące się światło w kuchni.
Zwaliła z nóg pantofle i pozbyła się się płaszcza. Delikatnie
skierowała się w stronę pomieszczenia.
Przy stoliku siedziała Ginny, na wprost niej stał kubek z herbatą, po
szybkich oględzinach Hermiona stwierdziła, że na pewno jest zimna. Wzrok miała
nieobecny skierowany w krajobraz za oknem. Przyjaciółka nawet nie zauważyła
powrotu gospodyni. Dopiero, gdy samotna matko usiadła naprzeciwko niej, ta ją
spostrzegła.
- Wróciłaś - stwierdziła.
- Czemu mi nie powiedziałaś o jego powrocie? Długo jeszcze zamierzałaś
mnie okłamywać? - W odpowiedzi otrzymała pełne zdziwienia spojrzenie.
- Chciałam cię na to jakoś przygotować - zaczęła się tłumaczyć.
- Za późno, był u mnie.
- Spodziewałam się tego, był tu.
- Mogę cię prosić o szczerą odpowiedz? - poprosiła, gdy Potter skinęła
głową starsza wstała od stołu i stanęła przy oknie.
- Po co wrócił? - dopytywała się.
- To nie ja powinnam ci o tym powiedzieć.
- Czy to nie potrafisz zrozumieć, w jakiej sytuacji się znalazłam?!
- Nie musisz na mnie krzyczeć!
- Jak mam nie krzyczeć, gdy moja najlepsza przyjaciółka nie jest ze
mną szczera? Najpierw mąż, potem Harry, a teraz ty!
- Obwiniasz mnie za to, że jestem lojalna w stosunku do swojego
brata?! - zirytowała się.
- Wyjdź skoro nie masz zamiaru mi pomóc!
- Wyjdę i nie wrócę! - krzyknęła ciskając jednocześnie niedopitym
kubkiem. Naczynie rozlało się po całej podłodze, a po zderzeniu z kafelkami
rozprysło się na drobne kawałeczki.
Niewzruszona wyszła z kuchni, a następnie z mieszkania. Hermiona czuła
się okropnie zdradzona obok siebie nie miała żadnej bliskiej osoby. Nikt nie
chciał jej pomóc, uchylić rąbka tajemnicy Ronalda.
Weszła po cichu do pokoju swoich dzieci, by sprawdzić czy śpią. W
połowie drogi usłyszała trzask drzwi wejściowych i postanowiła sprawdzić kto
to. Schodząc po schodach była pewna, że Ginny wróciła jednak na dole nie
zastała przyjaciółki tylko jej brata.
- Czego chcesz? - warknęła zaczepnie.
- Porozmawiać, wcześniej nie mogliśmy.
Hermiona wywróciła swoimi piwnymi oczami i z niechęcią spojrzała na
swojego byłego męża. Już dostatecznie była wyprowadzona z równowagi przez
sytuację, która miała miejsce chwilę temu.
- O czym chcesz ze mną rozmawiać?!
- O nas, o naszych dzieciach - wyliczał.
Ta zaśmiała się złośliwie i pokiwała głową z politowaniem.
- Na co ty liczysz po takiej nieobecności?! Myślisz, że ktokolwiek
zechce z tobą rozmawiać?! Sądzisz, że od tak wielki Ron wróci i odnowi stare
znajomości?! A głupia żona przyjmie cię z wyciągniętymi ramionami?!
- Daj wytłumaczyć...
- Zamknij się Weasley i wyjdź! - krzyknęła machając przy tym z
niechęcią ręką.
- Myślałem, że umrę... - Hermiona odwróciła wzrok i uważnie spojrzała
na niego. Broda wraz z dolną wargą drżała mu nieznacznie, a sam Ronald z trudem
powstrzymywał łzy cisnące mu się do oczu.
- Co? - wydusiła siebie.
- Czekałem na przeszczep, dlatego odszedłem. Wolałem oszczędzić swoim
bliskim widoku umierającego. Mimo przewidywaniom dawca znalazł się bardzo
szybko i po długim leczeniu wyszedłem z tego i dziś jestem już w pełni zdrowy.
Chce wszystko naprawić, po to tu jestem.
Kobieta stała i bardzo dokładnie wsłuchiwała się w każde słowo. Czuła
się pusta z każdym słowem coraz bardziej zagłębiała się w czeluściach swojej
duszy.
- Wyjdź - wyrzuciła z siebie po raz kolejny tego wieczoru.
- Masz mój numer - rzucił chwilę przed wyjściem.
Ta natychmiast podeszła do wieszaka gdzie wisiał płaszcz. Wygrzebała z
niego wizytówkę, którą wcześniej dostała od Rona i wyrzuciła do płonącego
kominka. Z wściekłością obserwowała migoczące języki ognia, które z zaborczością
pieściły kartonik tylko po to by po małej chwili pochłonąć go zupełnie.
Sięgnęła po telefon. Po dłuższej chwili wahania wybrała numer Ginny.
~ Ginny? Tak... Był. Przekaż mu, że raz w tygodniu może się spotkać z
dziećmi podczas twojej obecności... Dostosuje się... Nie... Ja już nie chcę
mieć z nim nic wspólnego... Ok. Jutro pogadamy...~
Rozłączyła się i poszła do kuchni posprzątać skorupy po rozbitym
kubku.
Następnego dnia. Siedziała w samochodzie Draco i wiedziała już, jaką
decyzję musi podjąć.
- Gdzie dzieci? - spytał.
- Z Ronem.
- A ty?
- Ja? We właściwym miejscu - odpowiedziała przykrywając jego dłoń
Jeeeeeej =^.^=
OdpowiedzUsuńDramione... >.< fuj, ale chyba zaczynam się przyzwyczajać, edukuj mnie w tej kwestii dalej ;)
Trochę błędów było, ale co tam, idzie wytrzymać xd
I brakowało mi większej ilości opisów uczuć Draco, ale to pewnie dlatego, że ja raczej do męskich opowiadań jestem przyzwyczajona, if you know what I mean ;-)
Piękne zakończenie =^.^=
Czekam na rozdziały albo one shociki (Drarry pliiiis *.*) czy co wam tam do główek przyjdzie (już się boję xp) i weny :***
OMFG bosko *.*
OdpowiedzUsuńScena na biurku taka hthdjxyvsnztjsjdhb
A ja tam uwielbiam Dramione, niemożliwe ale fajny zamysł ogólnie :)
A Ron to sie w ogóle dziwnie zachowuje tutaj. .Jakiś taki nienaturalnie dojrzały jak na siebie i swój lekki niedorozwój ;)
Podobało mi się i czekam na coś nowego XD
Weny ;)