Blog zawiera opowiadania o tematyce zarówno heteroseksualnej jak również homoseksualnej (yaoi i yuri). Jeżeli nie lubicie stosunków męsko-męskich/damsko-damskich, to albo opuścicie bloga albo omijajcie tego typu posty.
Tak więc zostaliście ostrzeżeni i czytacie na własną odpowiedzialność :) .

czwartek, 2 października 2014

Przepowiednia - Rozdział V

Witam Was serdecznie i przepraszam za długą zwłokę ;( obiecuje, że wszystko nadrobię <3 proszę wszystkich czytelników, o ponowne przeczytanie ostatniego postu, ponieważ wtedy był problem podczas udstępnienia i część tekstu zostało ucięte. Teraz jednak wszystko działa ;) zapraszam do czytania i komentowania!
https://www.facebook.com/syskalevi -- a to link do mojej stronki w której będę informować czytelników na Fb o wszystkich opowiadaniach pisanych przeze mnie i Levi (nie tylko na blogu).

Syśka


Potter zasnął kilka godzin wcześniej, a ja wciąż nie byłem wstanie zmrużyć oka. Nie potrafiłem pozbyć się z swojej głowy marzeń o nim. Byłem naiwnym głupcem, nieudacznikiem. Nie wiedziałem czy jestem wstanie zmienić swoich uczuć. Ciągle skazany tylko na siebie. Doskonale wiedziałem jaką pozycje zajmuje w jego życiu.

Jeszcze długo przed snem Harry był w mojej głowie, jednak po kilku godzinach zasnąłem przytłoczony natłokiem myśli.
Rano, zaraz po tym jak go nakarmiłem musiałem go umyć i zmienić jego pościel na czystą.
Bałem się jego reakcji na to, że chcę go dotknąć. Podszedłem do niego nieśmiało. W ręku trzymałem miskę z ciepła wodą.
- Harry chciałbym cię umyć... - zacząłem nieśmiało. - zmienić pościel na świeżą.. jeśli nie masz nic przeciwko mrugnij dwa razy, tak jak ostatnio.
Mrugnął dwa razy, a ja poszedłem  do łazienki po szampon i przybory do golenia. Po drodze wziąłem z szafki czystą pościel, ręcznik i piżamę dla Harrego.
Ręce mi drżały pod wpływem emocji. Za chwilę będę mógł go bezkarnie dotykać, nie będę musiał się bronić. Jednak nadal nie potrafiłem pogodzić się z myślą, że on mną gardził. To bolało.
Gdy muskałem jego skórę czułem ogromną siłę, która wręcz kazała mi wtulić się w te bezbronne ciało. Opuszkami palców delikatnie badałem strukturę i gładkość jego ciała. Patrząc w jego twarz, oczami wyobraźni widziałem jak zagryza wargę ze zdenerwowaniem, a jego oczy ukazują tylko strach, odrazę i niechęć. Był przestraszony. Gdyby tylko  mógł z pewnością odepchnął by mnie od siebie, pobił i może nawet zabił.
Z ulgą skończyłem go myć. Posprzątałem nieco pokój i zmieniłem pościel w łóżku Harrego.
Do wieczora łaziłem bez celu po całym do domu. Robiłem wszystko by tylko przestać o nim myśleć. Świadomość, że jest w drugim pokoju wcale mi tego nie ułatwiała. Niestety nie mogłem do niego iść i porozmawiać, dotknąć... bo... ani mi nie odpowie, nie odepchnie, a tym bardziej odwzajemni mojego dotyku.
Ehh... tego z pewnością by nie zrobił z jednego prostego powodu, on mnie nienawidził. Doskonale zdawałem sobie z tego sprawę. Czasem w chwilach słabości wyobrażałem sobie, że bije mnie do nieprzytomności. Wcale bym się nie bronił. Z rąk, których tak bardzo kochałem każdy dotyk był by dla mnie czułą pieszczotą. Wtedy wiedziałbym, że Harry darzy mnie jakimś uczuciem, nawet negatywnym. Mimo iż niechęć boli, ja wolę ją niż obojętność i zapomnienie.
Późnym wieczorem poszedłem do niego i widząc zamknięte oczy westchnąłem, cicho przysiadłem przy jego łóżku. Chyba po prostu chciałem pobyć blisko niego.
Upewniając się, że nadal śpi ułożyłem głowę na łóżku, dość blisko a zarazem w bezpiecznej odległości od jego dłoni. Czułem bijące od niej ciepło i tylko nikłe odłamki silnej woli powstrzymały mnie przed dotknięciem jej i ułożeniu na swoim policzku. Załkałem cicho, czując piasek pod powiekami, nie wiedziałem czy to przez niewyspanie czy smutek. Nawet nie zwróciłem uwagi na spływające łzy po mojej twarzy. Poczucie winy znów dawało o sobie znać.
- Kocham cię Harry wiesz... - wydukałem cicho. - kochałem cię przez te wszystkie lata. Znałem twoje imię już od najmłodszych lat. Wtedy cię szczerze nienawidziłem. W szkole byłeś zawsze najlepszy. Bez przerwy siedziałeś w mojej głowie... w czwartej klasie wiedziałem już, że to miłość. Tłumiłem wszystko w sobie i z każdym dniem coraz bardziej obracałem swoje uczucia w nienawiść. Gardziłem tobą i pokazywałem to wszystkim na każdym kroku. W nocy płakałem nad swoją głupota. Musiałem jednak robić wszystko by odsunąć cię od siebie jeszcze bardziej, musiałeś mnie nienawidzić. Ojciec wiedział, że cię kocham...groził śmiercią, mówił, że cię zabije jeśli będę z tobą. Teraz jego już nie ma, a ja skutecznie cię do siebie zniechęciłem. Przez wszystkie lata siałem w tobie coraz większą nienawiść. Teraz wróciłeś, a ją mam ochotę się zabić byle by tylko pozbyć się tej pustki w sercu i tej cholernej świadomości, że nigdy jej nie wypełnisz swoja miłością.
Gdy skończyłem mówić czułem się odrobinę lepiej co z tego, że on tego nie słyszał. Po prostu wydusiłem to z siebie.
Szybko wstałem z krzesła i wyszedłem.
W ciemności nie zauważyłem jego szeroko otwartych i przestraszonych oczu.
Za zamkniętymi drzwiami nie słyszałem jego zachrypniętego głosu, który desperacko wołał moje imię.
Leżąc na twardej kanapie nie zdawałem sobie sprawy jak moja chwila słabości zmieniła wszystko co budowałem przez lata między sobą, a Potterem.
Jeszcze długo po jego wyjściu nie mogłem się pozbierać, przez to co usłyszałem.
Nerwowo rozglądałem się po pokoju w którym byłem, nie znałem tego miejsca, więc musiałem tu być pierwszy raz. 'Szpital?' - pomyślałem. Jednakże po bardziej dokładniejszych oględzinach. Wykluczyłem Św. Munga oraz mugolską klinikę.
W swojej podświadomości, która wydawała się czymś co mi się przyśniło - widziałem już to miejsce oraz Dracona. Opiekował się mną... Snape chyba też... kurwa co się że mną dzieje. Zupełnie nic nie pamiętałem. W głowie miałem jedynie czarną dziurę. Skąd się tu wziąłem.
Draco, co on tu robił? I czy... czy on przed momentem wyznał mi miłość? Chciałem go zawołać, ale nie mogłem wydobyć z siebie mocniejszego głosu. Było mnie stać jedynie na cichy pomruk, którego blondyn nie był wstanie usłyszeć przez zamknięte drzwi.
Ostatnie co pamiętałem to las. Kolejny tydzień na obserwację Malfoya przypadł się mnie. Teleportowałem się za nim, a potem... kurwa nagle wszystko sobie przypomniałem. Wspomnienia wracały do mnie. Nie mogłem się ruszyć. Z bezsilności zacząłem płakać.
Luna... czemu mnie nie szuka? Ministerstwo? Ile tu jestem...?
Nie znałem odpowiedzi na żadne z tych pytań. Cieszyłem się jednak z tego, że miałem obok znajomą osobę, która może mi pomóc wrócić do normalności.
Czekałem... całą noc nie byłem wstanie zmrużyć oka. I tak zastał mnie dzień.
Czekałem na niego. Przyszedł dość późno. Od dobrej godziny słyszałem jego krzątanie po mieszkaniu, ale nie pojawił się u mnie.
Wniósł tacę prawdopodobnie ze śniadaniem.
- Dzień dobry. - bąknął nie patrząc w moją stronę, nogą zatrzasnął drzwi, a po chwili taca z jedzeniem została postawiona na stoliku przy moim łóżku. Podszedł do okna rozsunął zasłonki i uchyli lekko okno.
- Zrobiłem naleśniki, nie byłem pewny czy je lubisz, ale często widziałem jak w Hogwarcie je jadłeś... - zawiesił się nagle i spuścił głowę. Jednak bez problemu zdołałem zobaczyć, że próbuje ukryć rumieńce. Być może uznał, że powiedział za dużo.
Skąd on wie, że lubię naleśniki? I... obserwował mnie w szkole...
- Nakarmię cię. - Powiedział i podszedł do mnie, przysiadł na krześle i nadział kawałek naleśnika na widelec.
Nasze oczy się spotkały, czułem z jaką pasją się we mnie wpatruje, to było to samo spojrzenie co sprzed laty. Więc jednak to co mówił w nocy było prawdą... kocha mnie przez tyle lat... dopiero teraz to zrozumiałem... czy on wiedział, że ja słyszałem jego nocne wyznanie...?
Posłusznie zjadłem całą porcję.
Z każdą minutą przypominałem sobie coraz więcej. Każdy dzień tu spędzony. Wszystkie rozmowy. Nawet wtedy, gdy byłem nieprzytomny.
Gdy Malfoy się podniósł, miałem ochotę złapać jego dłoń jednak nadal była poza moim zasięgiem. Nadal nie byłem wstanie nią ruszyć.
- Dra... - spróbowałem do niego przemówić.
Odwrócił się gwałtownie, w jego spojrzeniu malował się strach i... zaskoczenie?
- Harry ty mówisz.... - Stwierdził nie odrywając wzroku z mojej twarzy.
- Daj mi wody. - Poprosiłem, a blondyn natychmiast spełnił moją prośbę. Złapał mnie za kark i delikatnie uniósł głowę bym mógł się napić bez problemu. Jego palce paliły mi skórę na karku. Co było dla mnie przyjemne, choć w pewnym stopniu czułem ogromny dyskomfort kiedy mnie dotykał.
Przymknąłem oczy i poczułem jak delikatnie okłada moja głowę na poduszkę.
Jego wzrok raził mnie nawet przez zamknięte oczy. Wiedziałem, że mi się przygląda.
- Jak się czujesz? - Pytał. - Mam wezwać Severusa, a może chcesz żeby ktoś po ciebie przyszedł. - Ciągnął.
- Uspokój się, najpierw muszę wiedzieć kilka rzeczy. Jak długo tu jestem? - spytałem
- Kilkanaście dni, większości byłeś nieprzytomny.
Otworzyłem oczy i spojrzałem na niego.
- Czemu jestem u ciebie?
- Zasłabłeś w lesie. Zabrałem cie tu...
- Tak wiem... - Przerwałem mu. - Bałeś się, że to twoje zaklęcie mnie powaliło. Uwierz, że nie masz się o co martwić. Doskonale widziałem jak załatwiłeś wiewiórkę parę metrów ode mnie. Ja miałem na sobie zaklęcie ochronne. - Tłumaczyłem mu. Gdy zbliżałeś się usłyszałem trzask za plecami i padłem, nie zdążyłem się nawet odwrócić. - Przygryzłem wargę. - Byłem za mało ostrożny, uśpili moją czujność.
- Czy powiesz im... to znaczy... ministerstwu... - Zaczął.
- Darco nie powiem nikomu niczego co może ci zaszkodzić, możesz być pewny mojej lojalności. - Uspokoiłem go.
Gdy skończyłem widziałem jak z jego ciała schodzi całe napięcie, które przerodziło się w ulgę.
- Co robiłeś w lesie?
- Obserwowałem cię... byli śmierciożercy, którzy przeszli na dobrą stronę są chronieni. Tej nocy była moja zmiana. - Odpowiedziałem mu.
- Byłeś tak blisko... - Powiedział jak by do siebie.
Wstał nagle. Przez chwilę się przestraszyłem, tak gwałtownej reakcji.
- Wezwę Severusa, lepiej żeby cię obejrzał. - Powiedział szybko, po czym wyszedł.
Znów zostałem sam, jeszcze bardziej zdezorientowany niż kilka godzin wcześniej.
Naprawdę nie chciałem wychodzić, zdecydowanie wolałem zostać z nim i… rozmawiać, tak rozmawiać bo przecież doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że nigdy nie będę mógł go trzymać w swoich ramionach. Ta myśl mnie dobijała. Za pomocą sieci fiu wezwałem do siebie Severusa z nadzieją, że jednak mi pomoże. Siedziałem w kuchni koło okna i czekałem. Nie wszedłem do sypialni ani razu, tak bardzo bałem się spojrzeć w oczy Harremu. Ta świadomość, że przez te wszystkie lata był przy mnie, może nie codziennie, ale był, a ja…. Nie wiedziałem o tym. Marzyłem każdej nocy o tym by był blisko i był..
Trzaśnięcie drzwiami przerwało moje dalsze rozmyślania. Wszedł szybkim krokiem w czarnym długim płaszczu. Natychmiast i bez ostrzeżenia atakując mnie swoim wrogim spojrzeniem.
- Co z nim? – zapytał od razu.
- Odzyskał mowę, jest przytomny. – Odpowiedziałem.
- Boli go coś?
- Ja… nie wiem, nie pytałem uznałem, że lepiej żebyś to ty go obejrzał.
Sewerus pokiwał głowa i całą swoją siłą uderzył pięścią w kuchenny blat, robiąc przy tym ogromny hałas. Ze strachem spojrzałem na drzwi sypialni, czy Harry to słyszał – zastanowiłem się.
- Ty skończony kretynie, zdajesz sobie sprawę z tego, że jeśli mu spadnie włos z głowy ministerstwo najpierw dorwie się do ciebie? – Wydarł się.
- Możesz ciszej? – Poprosiłem.
- Nie, nie mogę. Gdybyś choć raz mnie posłuchał wszystko było by inaczej, ale ty jesteś uparty jak twoi rodzice! I zobacz tylko do czego ich to doprowadziło.
Nie wytrzymałem. Wstałem gwałtownie, przewracając przy tym krzesło na którym siedziałem. Podbiegłem do niego, uderzyłem w twarz i wypchnąłem go z mieszkania.
- Nikt nie będzie obrażał moich rodziców w moim domu!
- Gdyby nie ja skończył byś jak oni! – Krzyknął i teleportował się zanim zdążyłem zamknąć drzwi.
Zamarłem, nie sądziłem że może być do tego zdolny. Wiedziałem, że na pomoc swojego ojca chrzestnego już nie mogę liczyć. Usiadłem z powrotem przy oknie i myślałem czy rzeczywiście nie było by lepiej gdybym przetransportował Harrego do Świętego Munga, w końcu już miałem pewność, że nic mi nie grozi ze strony Ministerstwa. Sewerus tak się uniósł, że nawet nie zdążyłem mu przekazać czego się dowiedziałem od Pottera. Musiałem natychmiast coś wymyślić, byłem dobry w eliksirach, ale nic po za tym. Sam z pewnością nie dałbym rady się nim zając do czasu, gdy wróci do zdrowia. Tylko jeśli ktoś by mi pomógł, ale takiej osoby nie znałem.
Wstałem z zamiarem przygotowania czegoś do jedzenia. Lecz wołanie Harrego mi to przerwało.
- Draco… - Ledwo usłyszałem ten cichy głos.
Gdy wszedłem do pokoju natychmiast ogarnęła mnie fala wstydu i żalu, leżał spocony w pościeli, miał zaschnięte wargi. Przez kilka godzin nie wchodziłem do niego, natychmiast dałem mu trochę wody.
- Przepraszam, że cię zostawiłem. – Wyszeptałem.
- Czemu krzyczeliście Draco? – Spytał nieśmiało.
- Nie przejmuj się tym naprawdę. – Uspokoiłem go. Podszedłem do szafy i wyciągnąłem czystą pidżamę. - Przebiorę cię, a potem dostaniesz coś do jedzenia. Mam kogoś wezwać? Severus już nam nie będzie pomagał. Myślę, że było by lepiej gdybyś wrócił do domu. – Powiedziałem patrząc w jego zielone oczy.
Musiałem się o to zapytać, choć tak bardzo nie chciałem by odchodził. Mogłem się nim zajmować do końca życia, mogliśmy nawet zamieszkać, wytrzymałbym. Byle tylko był blisko, ale on był wolnym człowiekiem, a ja byłem dla niego tylko wrogiem z czasów szkolnych. Musiałem pozwolić mu odejść. Patrzyłem się w jego twarz i czułem jak łzy niebezpiecznie zbierają się pod powiekami, jednak nie mogłem mu pokazać jak cierpię.
- Najpierw chcę zjeść z tobą, potem porozmawiamy co dalej Draco. Naprawdę nie myśl o tym. – Poprosił mnie.
W jednej chwili moje serce zaczęło, tak gwałtownie bić. Czułem się przeszczęśliwy. Pozostała mi nadzieja na to, że nie wszystko jest stracone. Uśmiechnąłem się lekko i wyszedłem do kuchni. Nastawiając wodę na herbatę usłyszałem donośne burczenie w brzuchu, co właśnie mi przypomniało, że od czasu śniadania nie miałem niczego w ustach i Harry też…
Wszystko jasne, prawdopodobnie dlatego najpierw chciał zjeść, a potem dopiero pogadać.
Jego prośba o zaczekanie z rozmową była spowodowana głodem, a nie chęcią zostania ze mną… jak mogłem pomyśleć, że nadaje się do opieki nad skoro przeze mnie leżał tam głodny, spragniony i to przez kilka godzin.
Kątem oka spostrzegłem pidżamę, w którą zapomniałem go przebrać. Westchnąłem cicho nad swoją głupotą. Zajebisty ze mnie opiekun.

Draco ty głupcze, ale jesteś naiwny – powiedziałem sam do siebie.

3 komentarze:

  1. Awwwww ale to słodkie *.*
    Draco ma po prostu fantastycznie opisane uczucia, już się nie mogę doczekać aż akcja się bardziej rozkręci :)
    I powiedział mu że go kocha =^.^= , no może nie do końca mu powiedział, ale Harruś słyszał :D
    I jak ja mam teraz zasnąć, co?Teraz to ja się jaram 0.0
    A co do tego że nadrobisz, to super, częściej dodawajcie (mam wrażenie że za często o to proszę :P) c:
    Na fb wejde ale nie dzisiaj... a nie dzisiaj bo juz jutro jest. To wejde dzisiaj ale w godzinach popoludniowych ;)
    Weny i duuużo czytelników :*

    OdpowiedzUsuń
  2. One more time spóźniona Kummie~! Przy pisaniu rozdziału u siebie, dopiero sobie przypomniałam, że przecież jest u Was kolejny rozdział Drarry. No to mówię: Heja trza zaglądnąć~! No i jestem ;D Na początek masz plusa u mnie za długość <3 Wiesz, że uwielbiam długie części (*cough* chociaż ja sama nimi ostatnio nie grzeszę XD *cough*) Ogółem czekam na następną część, bo uwielbiam wszystko co związane z Drarry, a jeżeli jest to fluff, albo angst to po prostu moje ♥ Coraz bardziej podoba mi się Twoja opowieść i muszę przyznać, że styl pisania też masz coraz lepszy, niż przy początkach. Miałabym tylko małą prośbę, żebyś jakoś odznaczała część, którą mówi Draco, a która Harry, bo nie mogłam się z początku połapać.
    A więc życzę weny, 3maj się ciepluchno i hwaiting~! / Kummie

    OdpowiedzUsuń
  3. Proszę , pisz dalej Drarry *-* Świetnie Ci to wychodzi. Życzę dużo weny :3
    Rae

    OdpowiedzUsuń