Hejka kochani. Serdecznie witam czytających, tych
komentujących i tych cichych zapraszam
do pozostawienia po sobie opinii. I obiecuję prezentować co najmniej dwa posty
miesięcznie.
Syśka
Szedłem do niej szczęśliwy. W dłoni trzymałem pudełeczko z
pierścionkiem zaręczynowym. Postawiłem wszystko na jedną kartę i związałem się
z mugolką. Rodzice mnie wydziedziczyli. Jednak się nie poddałem i walczyłem o
jej miłość i dałem radę, od roku byliśmy razem. Dziś nadejdzie ten dzień...
Lecz nagle...Pisk opon...Ciemność...
Obudziłem się z ogromnym bólem całego ciała. Czułem, że
każda cząstka mojej duszy chce rozerwać mnie na strzępki. Otworzyłem oczy, ale
nic nie widziałem, tylko ciemność. Chciałem coś zrobić, ale nie mogłem poruszyć
żadną nogą. Delikatnie dotknąłem dłońmi powiek, ale gdy je uniosłem nadal
wszędzie panowała ciemność. Zacząłem krzyczeć, potem poczułem zimną dłoń na
swoim ramieniu, lekkie ukucie i natychmiast odpłynąłem, już nic czułem.
Obudziłem się kilka dni później nadal nic nie widziałem.
Byłem w sali sam dość długo, nie odzywałem się zresztą nie słyszałem żadnego
najmniejszego odgłosu wskazującego na obecność osób trzecich, więc leżałem i
poddałem się rozmyśleniom. Wciąż nie rozumiałem czemu jestem sam i co tak
naprawdę się stało, ale jakoś nie chciałem wiedzieć. Najwidoczniej byłem na
silnych lekach uspokajających skoro było mi wszystko jedno. Nagle poczułem
uderzenie w twarz i silne ręce zaciskające się na mojej koszulce.
- Co ty zrobiłeś mojej córce?! Zmarnowałeś jej całe życie, a
teraz ma być z kaleką?! - już wiedziałem kto to. Ojciec mojej dziewczyny. Nigdy
mnie nie lubił. Bił mnie teraz i szarpał. Byłem bezsilny i dałem się
poniewierać. Czułem, że zasłużyłem.
Nagle usłyszałem krzyk, odgłos przewracanego krzesła, ktoś
odciągnął ode mnie mężczyznę, potem ponownie usłyszałem wrzask i trzaśniecie
drzwi.
Zostałem sam. Płakałem nad swoim losem.
Na drugi dzień przyszła skruszona. Powiedziała, że nie ma
zamiaru spędzić reszty życia z kaleką.
Wtedy zrozumiałem, że poświęciłem dla niej wszystko, a ona
teraz mną gardziła. Zdałem sobie sprawę z tego, że kobieta, którą pokochałem
tak naprawdę od samego początku nie była warta mojej miłości.
Straciłem wzrok, rodzinę, kobietę oraz całe swoje
dotychczasowe spokojne życie.
Kilka godzin później usłyszałem jak ktoś podchodzi do mnie,
siada obok i ujmuje moją dłoń. Nie wiem czemu, ale czułem się bezpiecznie. Nie
mówiłem nic, i mój gość też. Nie przeszkadzało mi to jednak. Przez następne
tygodnie zjawiał się u mnie codziennie. By po prostu być. Wtedy wiedziałem, że
to jest sto razy lepsze niż same bezsensowne gadki typu ‘ wyjdziesz z tego’.
Z każdym dniem czułem się trochę lepiej. W pełni odzyskałem
władze w nogach. Niestety nadal nie odzyskałem wzroku.
Dzień przed wypisem że szpitala przyszedł do mnie. I odezwał
się pierwszy raz odkąd do mnie przychodził.
- Zabiorę cię jutro do siebie, wiem że nie masz gdzie iść. -
Powiedział.
Wtedy zdawało mi się, że skądś znam ten głos.
- Draco zanim cokolwiek powiesz... - zaczął. - Jutro cię
wypisują i nie będziesz miał gdzie pójść... nie wiem kogo wezwać nikt cie nie
odwiedza. Może mam kogoś wezwać?
Zaniemówiłem, poznałem ten głos i ten zapach to on mnie
odwiedzał i to on odciągnął ode mnie wściekłego ojca mojej byłej dziewczyny.
Targały mną sprzeczne uczucia. Z jednej strony go
nienawidziłem, ale z drugiej byłem wdzięczny za to, że martwił się moim losem.
I jako jedyny odwiedzał.
- Nie mam nikogo Potter, cieszysz się? Jestem kaleką, której
nikt nie chce! - krzyczałem.
- Przestań się mazać Malfoy, chociaż raz pokaż, że jesteś
prawdziwym mężczyzna. Za miesiąc masz operacje po której znów będziesz widział,
a do tej pory będziesz mieszkał u mnie. - Odparł i podniósł się. Natychmiast
spróbowałem rozpaczliwie złapać jego dłoń.
- Chcę rozmawiać z lekarzem. – poprosiłem.
Usłyszałem szuranie krzesłem po szpitalnej posadzce.
- Słucham.
- Przyprowadź lekarza który poprowadzi moją operację! –
zażądałem.
- Mów. – odpowiedział spokojnie.
- Jak to…? To ty…? Niemożliwe… - gubiłem się.
- Trafiłeś do szpitala w którym jestem ordynatorem, jesteś
moim pacjentem i to ja poprowadzę twoją operację, Jeszcze jakieś pytania? –
odparł spokojnie.
Nie odpowiedziałem, praktycznie nie wiedziałem co mógłbym mu
powiedzieć. Po dłuższej chwili wyszedł zostawiając mnie samego z głową pełną
przeróżnych myśli.
Rano ktoś mierzył mi ciśnienie. Jednak wiedziałem, że to nie
on. Nie ten zapach, jego wyczułbym niemal natychmiast.
- Jest już rano? – spytałem nieśmiało.
- Tak. – Odpowiedziała cicho dziewczyna, a potem szybko wyszła
zostawiając mnie samego.
Czekałem kiedy Harry przyjdzie i zabierze mnie stąd,
cieszyłem się, a zarazem bałem.
Nie wiem dokładnie ile czasu upłynęło zanim mnie stąd
zabrał. Teraz siedziałem w samochodzie i jechałem w nieznane, oprócz krótkiego
przywitania nie odezwał się do mnie ani słowem, więc tylko dzięki jego
zapachowi wiedziałem, że to on, po dłuższej chwili samochód zatrzymał się i
zostałem wyprowadzony na zewnątrz. Wszedłem do domu, posadził mnie na krześle,
potem byłem karmiony i ułożony do snu, tego dnia nie gadaliśmy za wiele. Przez
następne dni raczej też, rozmawialiśmy raczej tylko służbowo jak zawsze,
opowiadał mi o zbliżającej się operacji jak przebiegają przygotowania, co na
obiad itp. Miałem wrażenie, że nie jest szczęśliwy z tego, że mnie tu zabrał,
czułem się jak balast, kula u nogi. Czasem to wydawało mi się bardziej przykre
niż ta panująca na około ciemność.
W ostatnim tygodniu byłem sam w domu, zapomniałem drogi do
łazienki. Poddałem się i usiadłem na środku podłogi, rozpłakałem się zdając
sobie sprawę jak bardzo jestem ułomny. Po kilku minutach Harry podbiegł do mnie
i mocno przytulił płacząc w moich ramionach. Przepraszał mnie za to, że mnie
zostawił i co chwile sprawdzał czy nic mi nie jest. Nie potrafiłem zrozumieć
jego zachowania. Po raz pierwszy tak się zachował, chciałem go uspokoić,
wytłumaczyć że nic się nie stało. jednak nie zdążyłem, bo wtedy pocałował mnie, zastygłem z wrażenia.
To było dziwne, po kilku sekundach przestraszony odepchnąłem go od siebie.
Bałem się go. Jakimś cudem doszedłem do swojego pokoju padłem na łóżku zanosząc
się żałosnym szlochem. Odruchowo dotknąłem swoich warg, które zaledwie kilka
minut wcześniej Potter pieścił swoimi ustami. Wstydziłem się przyznać, że mi
się podobało.
Do mojej operacji nie widzieliśmy się ani razu, on do mnie
nie przyszedł, zamiast niego zajmowała się mną znajoma pielęgniarka ze szpitala
tłumacząc, że Harremu skończył się urlop i musiał wrócić na dyżury. Do szpitala
tez odwiozła mnie ona, nie czułem jego obecności w samochodzie, w holu,
gabinecie lekarskim. Jadąc na blok operacyjny okropnie się bałem, jednak nagle
poczułem jego zapach tak blisko, czułem go bardzo intensywnie, a może to z
tęsknoty? Odpłynąłem czując bezpieczeństwo i jego bliskość, zasnąłem pijany ze
szczęścia, a może to był tylko działanie narkozy…?
Obudziłem kilka godzin po zabiegu, czułem czyjąś obecność,
ktoś złapał mnie za rękę.
- Przepraszam za to, że przeze mnie tu jesteś Draco. Gdybym
wtedy uważał… jestem tchórzem i doskonale zdaje sobie z tego sprawę, z tego co ci
zrobiłem. Wiem, że operacja się udała i wyjdziesz z tego, za parę dni ściągną
ci ten opatrunek i będzie lepiej. Wybacz, że nic innego nie potrafię zrobić…
Chciałem wstać i coś powiedzieć, ale odjęło mi mowę, Harry
myślał że pewnie nadal jestem nieprzytomny. Otworzyłem usta, ale udało mi się
tylko jęknąć bezdźwięcznie, usłyszałam trzaśnięcie drzwi. Wiedziałem, że
wyszedł nie wiedząc pewnie że wszystko słyszałem, a może zrobił to specjalnie i
po prostu uciekł?
Pierwsza rzeczą którą ujrzałem po tym jak zdjęli mi bandaże
była biała koperta na mojej szafce. Wziąłem ją ostrożnie do ręki, w środku był
plik pieniędzy, klucze i mała kartka z adresem.
Tak chciał odkupić swoje winy, zagłuszyć wyrzuty sumienia.
Prychnąłem i odrzuciłem kopertę na bok.
Przy odbiorze wypisu ze szpitala udałem się do dyżurki by go
znaleźć, chciałem powiedzieć mu prosto w twarz to jak bardzo nim gardzę i oddać
cała zawartość koperty. Nie było go w dyżurce, gabinecie, stołówce. Od
pielęgniarek dowiedziałem się, że jest na urlopie. Zdobyłem jego adres i
zaadresowałem priorytetem swoją jałmużnę. Nie pisałem swojego adresu zwrotnego,
chciałem zatrzeć wszystkie ślady za sobą, tak na wszelki wypadek. Na szybkiego
wpisałem pierwsze co przyszło mi do głowy i wysłałem go. Bez mrugnięcia okiem
wyrzuciłem karteczkę z jego adresem do kosza, jestem pewien iż nigdy mi się już
nie przyda do niczego. Wsiadłem w pierwsza lepsza taksówkę i odjechałem z
nadzieją, że już nigdy go nie spotkam na swojej drodze..
Wierzyłem... a może chciałem wierzyć, że to co czułem było
niewielką chwila słabości i tak naprawdę nigdy za nim nie zatęsknię.
Cześć, z góry przepraszam, że komentuję dopiero teraz, ale mialam pewne problemy z netem, czasem wolnym itp. i teraz nadrabiam:P
OdpowiedzUsuńCo najmniej 2 miesięcznie to jest mało jak cholera, no ale cóż :c
Ja to nie wiem co ja mam o tym napisać, bo krótko było... nie no dobra, wciągłam się i od razu wchłonęłam, mea culpa XD
Ale serio trochę za szybko się tam wszystko działo, poza tym to bardzo fajny rozdzialik :)
Czekam na kontynuację no i w ogóle na cośkolwiek co dodacie, w szczególności komedie, to mnie będziecie musiały podnosić z podłogi, bo tym razem już sama nie dam rady jak po poprzedniej:P
Pozdrowionka i weny :*
To tylko one-shot kochana. Rozdział 6 jest w trakcie pisanie i podejrzewam, że jeszcze trochę mi to zajmie. Nie wiem czy mogę zdradzić, ale jestem z Levi w trakcie przygotowania kolejnego wspólnie pisanego one-shota, tylko będzie on w innym formacie niż dotychczas. ') dziękuje Ci za Każdy komentarz na naszym blogu :* <3
UsuńPiękne... Niesamowicie mi się podobało.
OdpowiedzUsuńEj, no...
OdpowiedzUsuńAle, że jak to?
Harry go kocha, opiekował się nim, zabrał go do siebie i do cholery jasnej pocałował!
A ten co?! Odepchnął go, odrzucił i uciekł. Podły tchórz. Już go nie lubię. I koniec dyskusji >:C
Za smutne, zdecydowanie za smutne.
OdpowiedzUsuńSzok, jaki zbieg okoliczności, no nie wierzę ;__;
Ale wykonanie świetne.
Tylko przeczepiłabym się do tego, że nie mógł wiedzieć po jakim czasie się obudził, bo to nigdy niewiadomo :33
Weny ~~
kuroko-no-basuke-yaoi.blogspot.com/