Blog zawiera opowiadania o tematyce zarówno heteroseksualnej jak również homoseksualnej (yaoi i yuri). Jeżeli nie lubicie stosunków męsko-męskich/damsko-damskich, to albo opuścicie bloga albo omijajcie tego typu posty.
Tak więc zostaliście ostrzeżeni i czytacie na własną odpowiedzialność :) .

poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Mini miniaturki :)

Hejka,
Ktoś tu jeszcze zagląda? Mam nadzieję, że tak. Na samym początku przepraszam, że miałyśmy ostatnio taką dłłługą przerwę, postaramy się poprawić ;)
Na przeprosiny macie trzy krótkie miniaturki od nas (Levi - moja to jest mini mini miniaturka ^-^ ).
Miłego czytania :)
Syśka & Levi




Obietnica (Syriusz/Lupin)

Czy wiesz jak to jest, gdy ciało zaprzecza Twoim myślą? Nie? Ja do tej pory również nie wiedziałem. Czułem gorące dłonie, które zawzięcie błądziły po moim torsie. Nie chciałem tego.... Z moich spierzchniętych ust, co chwilę wyrywały się prośby o to byś zostawił mnie w spokoju. Ty jednak nie zaprzestałeś swoich pieszczot, a nawet je pogłębiałeś. Ja leżałem bezwładnie i chłonąłem łapczywie każdy ofiarowany mi dotyk. Co z tego, że mówiłem 'stop'? Ciało robiąc mi na złość pokazywało zupełnie, co innego... okazało się zwykłym zdrajcą zmuszając mnie do wydobywania z siebie jęków. Moje zdradzieckie dłonie zamiast odpychać ciebie, wolały błądzić po twoich idealnie zbudowany plecach. Zamiast wstać, wyjść ja przyciągałem cię jeszcze bliżej siebie. Pragnąłem połączyć się z twoim ciałem, czuć cię jeszcze bliżej siebie, stać się jednością. Zacisnąłem dłonie na połach twojego mundurka szkolnego i wypychałem biodra do przodu by móc poczuć cię jeszcze intensywniej. Chciałem byś poczuł, co czuję, jednocześnie modliłem się byś wyszedł z dormitorium i nie pokazywał mi się już nigdy więcej na oczy. Wstydziłem się swoich czynów, a z moich oczu wypływały gorzkie łzy bezsilności, które ty z ogromną czułością scałowywałeś z moich zapadniętych policzków, byłem słaby i coraz bardziej łasy na twoje ciało. 'Naprawdę nie możemy...' - Bełkotałem bez sensu. Spojrzałeś na mnie swoimi dużymi oczami, zobaczyłem ile w nich jest miłości i czułości. Westchnąłem cicho i wplotłem dłoń w twoje długie włosy. W tamtej chwili straciłem resztkę zdrowego rozsądku, łapiąc cię za kark i przyciągając do namiętnego, zachłannego pocałunku. Uśmiechnąłeś się, czułem tą oznakę radości na twoich ustach. Nie skomentowałem tego, w odpowiedzi tylko wsunąłem swój język w twoje gorące usta, zawzięcie szukałem twojego by móc go delikatnie musnąć swoim koniuszkiem. Z ciekawością badałem to gorące wnętrze. Wariowałem, całkiem straciłem głowę, nie panowałem już nad sobą. Ty byłeś coraz bardziej śmielszy, a ja coraz bardziej spragniony. Potem poczułem jak mocujesz się z zamkiem moich spodni, po chwili twoje smukłe palce obejmowały trzon mojego członka. Z wielkim zaangażowaniem pieściłeś mnie, a ja nie chcąc pozostać ci dłużnym powtarzałem twoje ruchy. Chwyciliśmy nasze sterczące członki w dłonie i pieściliśmy się wspólnie, twoja dłoń na mojej i nasze stykające się z sobą penisy. Nie potrafię w racjonalny sposób opisać tego jak czułem się w tamtej chwili. Ukryłeś twarz w zagłębieniu mojej szyji, a twój ciepły oddech delikatnie łaskotał moją rozgrzaną, przyozdobiona kropelkami potu skórę. Słyszałem jak sapiesz wprost do mojego ucha, ja również nie pozostałem ci dłużny, nasze wspólne jęki tworzyły erotyczną kompozycję, która należała tylko dla nas. Całe pomieszczenie przepełnione seksem i tą wspaniała melodią.
Mój umysł otrzeźwiał z chwilą, gdy poczułem nasze ciepłe nasienie na dłoni. Zrozumiałem, co zrobiłem, co zrobiliśmy. Czułem się winny. Do końca życia będę pamiętał twój przepełniony smutkiem wzrok, gdy zwaliłem cię z siebie i bez mrugnięcia okiem wyszedłem z pokoju.
Potem wszystko się zmieniło, nic nie było jak dawniej. Oboje pamiętaliśmy o tym, co zrobiliśmy i to skutecznie blokowało nas przed kontynuowaniem przyjaźni. Co prawda spotykaliśmy się dalej, ale to było nieuniknione, gdy ma się wspólnych przyjaciół, te samą szkołę, dom i dormitorium... prawda? Nigdy już nie zostaliśmy sam na sam. Obaj skutecznie unikaliśmy się nawzajem. Nasze oczy się nie spotykały, nie śmieliśmy się z tych samych żartów, nawet przestaliśmy ze sobą rozmawiać. I mimo iż wiedziałem, że cierpisz równie mocno jak ja, nie zrobiłem nic by zmienić cokolwiek. Czy ty wiesz, co znaczy kochać, a nie móc tego okazać? Wiesz... Przecież ty czułeś to samo.
Skończyliśmy szkołę i stało się coś, czego nigdy się nie spodziewałem. Zdradziłeś Lily i Jamesa, to przez ciebie Ten-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymieniać zabił naszych przyjaciół i osierocił ich małego syna. Nie mogłem w to uwierzyć. Zostałem sam, zabrałeś mi Petera, Lily i Jamesa. Sam trafiłeś do Azkabanu. Czy wiesz ile przepłakałem nocy? Tęskniłem i cierpiałem. Nigdy nie byłem tak rozczarowany.
Trzeci rok w Hogwarcie syna naszych przyjaciół. Cieszyłem się mogąc spotkać się z nim po tylu latach. Byłem bardzo blisko niego, zostałem jego nauczycielem. Wiesz jak bardzo jest podobny do swoich rodziców? Czysty ojciec z oczami swojej matki. Przypomina mi o wszystkim, co zrobiłeś temu chłopcu. Obiecuję zrobić wszystko by go chronić przed tobą. Nie pozwolę ci dokończyć tego, czego nie udało się twojemu panu.
Byłem w ogromnym szoku, gdy wróciłeś, nie potrafiłem zrozumieć jak udało ci się uciec, dopiero po naszym spotkaniu i krótkiej rozmowie uwierzyłem ci, zaufałem. Wiedziałem, że jesteś nie winny. Ponownie zbliżyliśmy się do siebie. Całe uczucie wróciło, było pielęgnowane przez te miesiące. Broniłem się jak tylko mogłem, nie byłem jednak wstanie oprzeć się twoim oczom, gdy spotkaliśmy się w Londynie na Grimmauld Place. 
Do dziś pamiętam ostatnią noc przed twoją śmiercią. Wezwałeś mnie do siebie i poprosiłeś o coś, czego w życiu bym się nie spodziewał - kazałeś zaopiekować się swoją kuzynką Tonks. Nie wiedziałem, czemu zrodziła się w tobie ta myśl właśnie w tej chwili, ale zgodziłem się bez wahania. Chciałem cię objąć, pocałować. 'Chcesz cierpieć tak jak ja kilka lat temu, Remusie?' - Pamiętam dokładnie te słowa. Ocknąłem się, odsunąłem i wyszedłem. 
Następnego dnia spotkaliśmy się w Ministerstwie podczas walki. Zginałeś... nie wyobrażasz sobie, co wtedy czułem. Musiałem się jakoś trzymać i wspierać Harrego, w końcu byłem jednym z niewielu bliskich, którzy mu pozostali. 
Wybacz mi Syriuszu. Nie udało mi się dotrzymać danego słowa. Tonks zjawiła się w Hogwarcie. Zginęła i ja też zginałem, u jej boku. Nie potrafiłem jej uchronić. Wiedz jednak, że byłem przy niej do ostatniej minuty. Czy to się liczy?
Wiesz jak bardzo cię kocham prawda? Równie mocno jak ty mnie kochałeś. Wiemy to, choć nigdy nic nie zostało powiedziane na głos

Deszcz(pairingi – brak)

    Szeroka, ponura ulica zalewana hektolitrami wody, a pośród tego wszystkiego samotny, zagubiony ja. Zawsze w takich chwilach ogarnia mnie przygnębienie, bezsilność i tęsknota. Czuję, że to nie moje miejsce, że ja tu tak naprawdę od dawna nie należę. Nie powinienem tu być, istnieć. A przecież to nic takiego, zwykłe szarobure chmury, z których cały dzień pada deszcz na brudny świat.
A deszcz to przecież życie, nawadnia, oczyszcza i daje tak potrzebną do rozwoju wodę. Ale dla mnie jest on niszczycielską siłą. Siłą, która sprawia, że pragnę zniknąć. Przeklinam go całą swoją mocą, całym sobą. Przeklinam go na wieki, chcę żeby zniknął, ale także żeby pozostał ze mną i z moimi ostatnimi wspomnieniami o nim. To deszcz zabrał mi ukochaną osobę, to przez niego stałem się tym kim teraz jestem. Samotnikiem z depresją stroniącym od ludzi. Dlaczego to musiało wydarzyć się akurat w taką pogodę, na ruchliwym skrzyżowaniu w środku Tokio?
    Wokół pełno ludzi spieszących się aby jak najszybciej się schować, światła drogowe co chwila zmieniające barwę, samochody z zawrotną prędkością wjeżdżające w kałuże i rozbryzgujące wodę na boki, my czekający na kolejną zmianę świateł, i on, deszcz - lodowaty, gęsty, zapowiadający tragedię. Mój osobisty koszmar.
Kiedyś kochałem gdy krople spadały z nieba, przemykały po mojej skórze powodując przyjemny dreszcz. Pamiętam jak zawsze mi mówiłeś żebym wszedł pod parasol, schował się bo inaczej zachoruje. Ja wtedy tylko uśmiechałem się subtelnie w twoja stronę i kręciłem głową na nie, woda to był mój żywioł, który kochałem pod każdą postacią. Ty zawsze z rezygnacją wzruszałeś ramionami i groziłeś, że jak zachoruje to nie będziesz się mną opiekował i pozostawisz mnie na pastwę losu. Oboje wiedzieliśmy, że nigdy byś tego nie zrobił .
    Czasem żałuję, że to co się stało nie odbyło się w innej scenerii, w bardziej spokojnej, cichszej, w innym mieście, przy innej pogodzie. Los w tym wypadku nie był dla mnie łaskawy, bo moja tragedia odbyła się w mieście, które kocham, przy pogodzie, którą uwielbiam, na oczach milionów. Obcy ludzie w niezliczonej liczbie widzieli jak rozsypuje się na milion kawałków, jak moje serce pęka z rozpaczy i podąża za ukochanym nie mając zamiaru nigdy wrócić. Widziało to tyle osób, a żadna nie była w stanie mi pomóc. Nikt nawet nie zatrzymał się aby wyciągnąć pomocną dłoń. Przecież musieli widzieć, musieli słyszeć moje krzyki, błagania, jednak nikt nie zareagował. Mijali mnie bez słowa. Nie rozumieli, że w tamtej chwili kończył się mój świat, że pragnąłem aby ktoś cofnął czas, pozwolił wszystko naprawić? Czy nie widzieli jak rozpaczliwie chwytałem cię za rękę błagając żebyś został ze mną, nie odchodził. Dlaczego nikt mi wtedy nie pomógł cię zatrzymać, dlaczego dali ci odejść. Dlaczego byłem im obojętny? Dlaczego nasz związek był dla nich obojętny? Przecież to, że ona była u twego boku nie było ważne, przecież to, że z miłością patrzyłeś na nią, a nie na mnie się nie liczyło. Parasolka, która chroniła ją od deszczu powinna być moja. To, że oczekiwałeś razem z nią dziecka nie miało znaczenia. Byłeś mój, ona miała być tylko 'rzeczą' dzięki której będziemy mieć tak upragnionego przez ciebie potomka, ale ona zajęła moje miejsce. Co z tego, że jest miła i piękna. Co z tego, że ma wyrzuty sumienia? Co z tego, że kiedyś była dla mnie jak siostra? Zabrała mi ciebie, a ty odchodząc wyrwałeś mi serce, które teraz błąka się i nie chce do mnie wrócić. Oboje mnie skrzywdziliście.
    Deszcz wciąż pada, a mi nie ma kto zaproponować schronienia pod parasolem. Moknę zagubiony w deszczu.


W słusznej sprawie (Blaise/Ginny)

Od dawna przeczuwał, że coś jest nie tak. Zbyt wiele się ostatnio działo w jego życiu. Ciągle żył w oczekiwaniu kiedy nadejdzie ten dzień. Ten dzień w którym Czarnym Pan zostawi na jego ciele mroczny znak, który będzie przepustką do ponownej chwały dla jego rodziny. Naprawdę nie chciał tego, miał już dość tych bzdur o czystości krwi.
Przez poprzedni rok profesor Snape nauczał go oklumencji, wyczuł wahania Blaise i chciał mu pomóc ochronić siebie oraz swoją rodzinę przed gniewem Voldemorta.
Od zawsze w jego domu panowały arystokratyczne zasady, z początku mu się to podobało, wszystko zmieniło się, gdy zaczął spotykać się z gryffonką. Pokochał ją od razu, nie wyobrażał sobie życia bez Ginny Weasley. Ukrywali swój związek przed całym światem. Zabini nie chciał by coś jej groziło z rąk śmierciożerców przez związek który wspólnie tworzyli.
Podczas przerwy świątecznej Blaise dowiedział się od rodziców, że w wakacje Czarny Pan przyjmie go do swojego grona - miał zostać śmierciożercą.
Nie wiedział jak o tym powiedzieć Ginny strasznie się bał tego jak zareaguje. Naprawdę bardzo ją kochał i nie wyobrażał sobie życia bez niej.
Po powrocie unikał jej. Sądził, że tak będzie lepiej. Mógł jej tylko zaszkodzić.
W wakacje na przed ramieniu młodego śmierciożercy spoczywała blizna, która kilka razy dziennie przypominała mu o tym jakie sobie wybrał życie.
Potem było już tylko gorzej. Gdy wojna rozpętała się na dobre zjawił się w zamku w towarzystwie innych śmierciożerców.
Zobaczył ją na schodach, w chwili gdy wymieniała czuły pocałunek z Potterem. Ogarnęła go wściekłość, lecz nie był zły na niego ani na nią. Niczego innego nie mógł się spodziewać w końcu ponad rok nie byli razem. W tej chwili najmocniej na świecie z całych sił pragnął śmierci Voldemorta. To jak wyglądało jego życie było spowodowane tylko i wyłącznie przez niego samego.
Przeciskał się przez tłumy ludzi. Zabijał każdego śmierciożerce, który stanął mu na drodze. Każda śmierć wroga była większym prawdopodobieństwem, że nic się jej nie stanie.
Ginny Weasley stała na schodach i z przerażenie obserwowała jak jej były chłopak rozprawia się z sługami Voldemorta.
- Blaise! - Krzyknęła z całej siły, aż poczuła ból w płucach.
Ślizgon ją zobaczył i natychmiast rzucił się pędem w jej stronę. Gdy był przy niej jego ramiona natychmiast zamknęły jej drobne ciało w czułym uścisku. Dziewczyna mocno wtuliła się w niego i poczuła się bezpiecznie jak nigdy przedtem. Blaise otworzył oczy i zobaczył wyciągniętą różdżkę swojego ojca, która celowała w plecy jego ukochanej. Chłopak natychmiast odwrócił się gwałtownie i pozwolił by Avada przeznaczona dla niej trafiła w jego plecy. Ostatkiem sił wydusił z siebie ciche „przepraszam”, po czym jego serce przestało bić.
Dziewczyna do ostatniej chwili nie wiedziała co się dzieje, dopiero błysk światła, a potem martwe oczy Blaise uświadomiły jej co się stało. Opadła z nim na ziemię i zaniosła cichym szlochem.
Zrozumiała wszystko, za późno.


1 komentarz:

  1. Fajne miniaturki, choć dość przygnębiające. Smutno mi się zrobiło czytając je wszystkie :'( Mimo tego, że każda z nich jest o kimś innym czułam jakby były ze sobą połączone jakąś niewidzialną nicią :)
    Piszcie dalej.
    M. ;)

    OdpowiedzUsuń